poniedziałek, 2 marca 2015

w drodze z pracy

Wsiadam do prawie pustego tramwaju, przechodzę gdzieś w okolice środka (bo skoro jadę do końca to nie będę miejsca przy drzwiach zajmować) i nagle moją twarz rozświetla uśmiech – „gdyby nie uszy to naokoło”. Zresztą ostatnio często mi się to zdarza. Pewien Pan czytał Miłoszewskiego (nie o autora jednak chodzi a o czynność). Akurat kiedy spojrzałam na okładkę i tak się rozpromieniłam Pan podniósł wzrok – jego mina wyrażała zupełny brak zrozumienia. Pewnie pomyślał, że zjadłam za dużo czekolady czy coś J. W ramach reakcji i usprawiedliwiania pozwoliłam sobie na komentarz: - Świetna książka! – przyznam, że liczyłam, na kolejne niezrozumiałe spojrzenie, ale Pan okazał się sympatyczny: uśmiechnął się szeroko i powiedział: - „Świetna. Wczoraj przeczytałem pierwszy tom, dzisiaj skończę drugi, a jutro pewnie i trzeci zamknę”. Z pełnym zrozumieniem (sama historię Szackiego pochłaniałam) pogratulowałam mu wyboru i życzyłam przyjemnej lektury. Po czym usiadłam i sama wyjęłam swoje czytadło. I wierzcie mi – dawno nic nie sprawiło mi takiej frajdy jak ta króciutka wymiana zdań z zupełnie obcym człowiekiem.



W związku z powyższym poszperałam trochę w Internecie i odkryłam, że nie tylko ja obserwuję masowy wzrost czytelnictwa w komunikacji miejskiej. Zacznijmy może od najważniejszego: kto czyta. Tu z pomocą idzie wpisz września 2014 Edyty Świętek . Lubię myśleć, że jestem „czytelnikiem o wyrobionym guście”, ale przyznam się, że osoby z boku mogą uznać mnie za „kategorię nienazwaną” – nie ograniczam się do jednego gatunku, lubię zmienić tematykę, a sporadyczny wyraz obrzydzenia może niekoniecznie dotyczyć samej książki, ale jakiegoś plastycznego obrazu – tortur, morderstw, okrucieństwa czy zwykłych zombi. Kiedyś byłam też uczniem (najlepsze zadania domowe pisało się w autobusie), ale do reszty kategorii się nie przyznaję!
Skoro już wiemy kto, to zobaczmy co czytamy oraz jak.

Nie wiem jak Wy, ale (jak pisałam wyżej) nie ograniczam jeśli chodzi o wybór książek. Faktycznie najwięcej na moich półkach fantastyki i literatury młodzieżowej, ale w autobusie chętnie sięgam i po romanse i po kryminały, a nawet po tzw. literaturę wysoką. Ale jak zauważyła Dorota Nowacka – unikam czytania cegieł – są nie poręczne, szczególnie kiedy stoisz i próbujesz utrzymać równowagę - "Zapach miasta po burzy" czytałam w związku z tym tylko w domu. Podobnie z książkami delikatnymi czy rozpadającymi się - komunikacja im szkodzi. Staram się też nie okazywać emocji – ale zdarza mi się zachichotać albo zrobić głupią minę (WTF?!). Całe szczęście, że gdy współpasażerowie zauważą książkę przestają się dziwnie patrzeć. Nie mam też nic przeciwko podczytywaniu – sama czasami mam ochotę zapytać „A co Pani czyta?”. Jeszcze się nie przemogłam – ale kto wie co będzie dalej.



Czytanie w komunikacji doczekało się nawet reportażu – dla mnie bomba. Genialny pomysł i ciekawe inspiracje czytelnicze. Kto nie wie o co chodzi – niech zajrzy na fanpage. Polecam ze wszystkich sił.
Polecam też wywiad z autorką reportażu. 

Czytanie w komunikacji potwierdza tylko moją tezę: rok 2015 rokiem czytelnictwa J

Zachęcam do czytania (nie tylko w tramwaju, autobusie czy pociągu) – widok człowieka z książką zawsze poprawia mi humor.



UWAGA POZNANIACY!
W związku z przewijającym się co rusz tematem lektur szkolnych zapraszam Was do wzięcia udziału w debacie „Janko Muzykant czy HarryPotter? Debata o lekturach szkolnych”. CK Zamek, 20.03 o 18.00; szczegóły w linku. Będę na pewno i dam Wam znać o czym dyskutowano i do jakich wniosków doszli(śmy). 


2 komentarze:

  1. Zawsze czytam w środkach komunikacji miejskiej - nie wyobrażam sobie takiej straty czasu :). I bardzo lubię podglądać, co czytają inni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post. Od razu banan wystąpił na mej twarzy. :)

    OdpowiedzUsuń