Wsiadam do prawie pustego tramwaju, przechodzę gdzieś w
okolice środka (bo skoro jadę do końca to nie będę miejsca przy drzwiach zajmować)
i nagle moją twarz rozświetla uśmiech – „gdyby nie uszy to naokoło”. Zresztą
ostatnio często mi się to zdarza. Pewien Pan czytał Miłoszewskiego (nie o autora
jednak chodzi a o czynność). Akurat kiedy spojrzałam na okładkę i tak się
rozpromieniłam Pan podniósł wzrok – jego mina wyrażała zupełny brak
zrozumienia. Pewnie pomyślał, że zjadłam za dużo czekolady czy coś J. W ramach reakcji i
usprawiedliwiania pozwoliłam sobie na komentarz: - Świetna książka! – przyznam,
że liczyłam, na kolejne niezrozumiałe spojrzenie, ale Pan okazał się
sympatyczny: uśmiechnął się szeroko i powiedział: - „Świetna. Wczoraj
przeczytałem pierwszy tom, dzisiaj skończę drugi, a jutro pewnie i trzeci
zamknę”. Z pełnym zrozumieniem (sama historię Szackiego pochłaniałam)
pogratulowałam mu wyboru i życzyłam przyjemnej lektury. Po czym usiadłam i sama
wyjęłam swoje czytadło. I wierzcie mi – dawno nic nie sprawiło mi takiej frajdy
jak ta króciutka wymiana zdań z zupełnie obcym człowiekiem.
W związku z powyższym poszperałam trochę w Internecie i
odkryłam, że nie tylko ja obserwuję masowy wzrost czytelnictwa w komunikacji
miejskiej. Zacznijmy może od najważniejszego: kto czyta. Tu z pomocą idzie wpisz września 2014 Edyty Świętek .
Lubię myśleć, że jestem „czytelnikiem o wyrobionym guście”, ale przyznam się,
że osoby z boku mogą uznać mnie za „kategorię nienazwaną” – nie ograniczam się do jednego gatunku, lubię zmienić tematykę, a sporadyczny wyraz
obrzydzenia może niekoniecznie dotyczyć samej książki, ale jakiegoś
plastycznego obrazu – tortur, morderstw, okrucieństwa czy zwykłych zombi. Kiedyś byłam też uczniem (najlepsze zadania domowe pisało się w autobusie), ale
do reszty kategorii się nie przyznaję!
Skoro już wiemy kto, to zobaczmy co czytamy oraz jak.
Nie wiem jak Wy, ale (jak pisałam wyżej) nie ograniczam jeśli chodzi o
wybór książek. Faktycznie najwięcej na moich półkach fantastyki i literatury
młodzieżowej, ale w autobusie chętnie sięgam i po romanse i po kryminały, a nawet
po tzw. literaturę wysoką. Ale jak zauważyła Dorota Nowacka – unikam czytania
cegieł – są nie poręczne, szczególnie kiedy stoisz i próbujesz utrzymać
równowagę - "Zapach miasta po burzy" czytałam w związku z tym tylko w domu. Podobnie z książkami delikatnymi czy rozpadającymi się - komunikacja
im szkodzi. Staram się też nie okazywać emocji – ale zdarza mi się zachichotać albo zrobić głupią minę (WTF?!).
Całe szczęście, że gdy współpasażerowie zauważą książkę przestają się dziwnie
patrzeć. Nie mam też nic przeciwko podczytywaniu – sama czasami mam ochotę
zapytać „A co Pani czyta?”. Jeszcze się nie przemogłam – ale kto wie co będzie dalej.
Czytanie w komunikacji doczekało się nawet reportażu – dla mnie bomba. Genialny pomysł i ciekawe inspiracje czytelnicze. Kto nie wie
o co chodzi – niech zajrzy na fanpage. Polecam ze wszystkich sił.
Polecam też wywiad z autorką reportażu.
Czytanie w komunikacji potwierdza tylko moją tezę: rok 2015
rokiem czytelnictwa J
Zachęcam do czytania (nie tylko w tramwaju, autobusie czy
pociągu) – widok człowieka z książką zawsze poprawia mi humor.
UWAGA POZNANIACY!
W związku z przewijającym się co rusz tematem lektur
szkolnych zapraszam Was do wzięcia udziału w debacie „Janko Muzykant czy HarryPotter? Debata o lekturach szkolnych”. CK Zamek, 20.03 o 18.00; szczegóły w linku. Będę na pewno i
dam Wam znać o czym dyskutowano i do jakich wniosków doszli(śmy).
Zawsze czytam w środkach komunikacji miejskiej - nie wyobrażam sobie takiej straty czasu :). I bardzo lubię podglądać, co czytają inni :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post. Od razu banan wystąpił na mej twarzy. :)
OdpowiedzUsuń