poniedziałek, 30 marca 2015

Poznańskie dni Tolkienowskie - relacja

O tym, że Tolkien był genialny nikogo przekonywać nie trzeba. Przemawiają za tym nie tylko jego dzieła, nie tylko jego imponująca biografia, nie tylko jego osiągnięcia (znał ponad 30 języków!) ale przede wszystkim nie malejąca rzesza fanów.

www.lotr.wikia.com

25.03 obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Czytania Tolkiena. W tym roku w obchodu ku czci Mistrza włączył się także Poznań. I to jak się włączył! Zorganizowano bowiem całą serię wydarzeń mających na celu przybliżenie i uhonorowanie Mistrza i jego prac (szczegóły wydarzenia dostępne są tutaj ) Pierwszym etapem był maraton filmowy. 10 godzin Władcy Pierścieni w wersjach reżyserskich! Trzeba przyznać, że chociaż nie każdy dałby radę, to prawdziwy fan poprzedził by to jeszcze maratonem Hobbita (20 godzin z ekranizacją Tolkiena? Ja się piszę! Tylko niech ktoś to zorganizuje…).

Kolejnym punktem programu była dwudniowa konferencja naukowa poświęcona J.R.R. Tolkienowi. Wydział Filologii Polskiej i Wydział Historyczny UAM przygotowali ciekawe wydarzenie z rewelacyjnymi gośćmi. Wśród prelegentów wymienić należy m.in. prof. Tadeusza Sławka z Uniwersytetu Śląskiego, prof. Andrzeja Szyjewskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prof. Józefa Dobosza z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.


Osobiście uczestniczyłam tylko w pierwszej części konferencji i o niej kilka słów poniżej. Z drugą częścią miałam przyjemność zapoznać się dzięki Magdzie i Gosi (obu serdecznie dziękuję – macie u mnie gigantyczną kawę i ciacho!) i jeszcze bardziej ubolewać, że nie mogłam tam być osobiście. Przegapiłam m.in. czytanie Tolkiena po arabsku oraz porównanie roli kobiet w książkach i w ekranizacji.  Pocieszam się jednak tym, że organizatorzy obiecali opublikować wszystkie wygłoszone referaty (będę informować na bieżąco w tej kwestii!).


Teraz słów kilka o pierwszym dniu konferencji (niezainteresowanych odsyłam cztery akapity niżej). Po pierwsze: miejsce, czyli CK ZAMEK. Kto był ten wie, kto nie był niech żałuje. Zamek jest świetnym miejscem dla wszystkich wydarzeń kulturalnych. Ma odpowiedni sprzęt i dużą przestrzeń. I jest przytulny. Po drugie: czas. Pierwsza część konferencji miała miejsce po południu także każdy zainteresowany mógł się tam pojawić. Po trzecie: referaty. Pozwólcie, że przybliżę każdy z nich choćby kilkoma zdaniami. „Przyjaźń, nadzieja, władza. Tolkienowska próba polityki etycznej” prof. T. Sławka to, w mojej opinii, najlepsze wystąpienie całej konferencji. Przemawia za tym nie tylko osoba prelegenta, ale także rzetelne przygotowanie, błyskotliwe i zaskakujące tezy i co najważniejsze mocne oparcie w tekstach źródłowych. Profesor Sławek cytatami z Władcy Pierścieni sypał jak z rękawa i sprawił, że (chyba nie tylko ja) zamarzyłam o wprowadzeniu polityki szarości także w Polsce.

Kolejne wystąpienie (prof. J. Dobosz) bardzo mnie zaskoczyło. Po przeczytaniu tytułu: „Historia w dziełach J.R.R. Tolkiena” spodziewałam się wystąpienia w stylu: Mordor to Rosja/Niemcy, Sauron to Stalin/Hitler etc. Prelegent zaskoczył nas jednak i przedstawił Tolkiena jako historyka – korzystającego z warsztatu i metodyki badań historycznych. Przytoczono także kilka przykładowych dzieł, z których Tolkien mógł czerpać inspirację, a pominięto różne (często szemrane) teorie.

 „Panteon boski w Historii Kullervo J.R.R. Tolkiena” prof. A. Szyjewskiego było wystąpieniem wskazującym na ogrom pracy badawczej jaką zagadnieniu poświęcono. Analiza poszczególnych tłumaczeń i odnalezienie fińskich inspiracji wydaje się pracą żmudną, ale fascynującą. Przyznam się, że dzięki Profesorowi Szyjewskiemu mam ochotę sięgnąć po Kalevalę.  

I ostatnie wystąpienie (choć chciało się więcej!): „Cyfrowe konkretyzacje motywów fanstasy – Echa twórczości J.R.R. Tolkiena w cyberprzestrzeni” (dr hab. R. Kochanowicz). Świetne wystąpienie na zakończenie dnia – bardzo ciekawe, multimedialne i oryginalne. Autor przedstawił bowiem bardzo dużo gier inspirowanych (z licencją lub bez) Śródziemiem, począwszy od pierwszych gier (skąd autor miał screen’a z gier na Commodore?) a skończywszy na współczesnych grach internetowych.

Ostatni z Dni Tolkienowskich poświęcony był przede wszystkim czytaniu. Świat tego dnia czytał Tolkiena – Poznań czytał Tolkiena i Biblioteka Uniwersytecka czytała Tolkiena. Ponadto BU jak zwykle przygotowała mnóstwo atrakcji: wystawę makiet Śródziemia przygotowaną przez Klub Modelarski „Jaźwiec” z 16 szczepu Royal Rangers Polska oraz pokazy cosplay.



Całość wydarzenia uznać można za ogromny sukces! (kto był ten wie, kto nie był niech żałuje) Mam w związku z tym nadzieję, że były to pierwsze i nie ostatnie Dni Tolkienowskie, a każde kolejne będą jeszcze lepsze. Tego życzę organizatorom i uczestnikom.

A na koniec coś dla wszystkich fanów ekranizacji (tego wykonania mogę słuchać prawie cały czas).


środa, 25 marca 2015

R. Rowell, Eleonora i Park

Miałam pisać kolejną laurkę, tym razem o książce „Córka łowcy demonów” J. Oliver, ale 1. nie wiem na czym stoję w kwestii kolejnych części (wydawnictwo obiecało wypowiedzieć się w tej sprawie, więc poczekam) 2. książka "Eleonora i Park"  skrzywdziła mnie tak bardzo, że wskoczyła na sam szczyt listy książek, o których należy napisać.

Park ma 16 lat, ugruntowaną pozycję w szkole (nie należy może do popularnych, ale nie jest też i na dole drabiny społecznej), normalną rodzinę i całkiem zwyczajne hobby (komiksy i muzyka). Jego normalność zostaje jednak zakłócona przez „nową”, czyli Eleonorę. Robiąc jej miejsce w autobusie łamie nie tylko nie pisaną umowę dotyczącą „nie wychylania się”, ale rozpoczyna ciąg zdarzeń nieuchronnie prowadzących do katastrofy. Przyczynia się do tego szczególnie fakt, że Eleonora wyróżnia się z tłumu: ma ogniście rude włosy, ubiera się w męskie cuchy i nie zwraca uwagi na opinie innych. A jednak to wszystko sprawia, że Park zapragnie poznać ją bliżej.



Rainbow Rowell stworzyła fantastyczną powieść dla młodzieży. Nie znajdziemy tam co prawda wspaniałych bitew, magii czy też supermocy, ale spotkamy genialnie wykreowanych bohaterów. To oni stanowią, w dużej części, o popularności tej książki. Park i Eleonora są postaciami praktycznie żywymi, wychodzą poza utarty w literaturze młodzieżowej schemat i wprowadzają „nową jakość”. I nie ważne, że akcja toczy się w 1986 roku. Bardzo szybko się o tym zapomina i nawet kasety magnetofonowe przestają razić. Bohaterowie mają wyraźnie zarysowane osobowości i poglądy, mają przeszłość, z którą muszą się zmierzyć, mają nawet określony styl bycia. Doskonale przedstawiono także całą ich głębie uczuć i odczuć – nie tylko względem siebie, ale także wobec bohaterów pobocznych. Przyznam się, że nie spodziewałam się, że dziennikarka (którą była Rowell) będzie potrafiła oddać tak dobrze całą psychologiczną stronę dojrzewania. Każda kolejna strona tylko potęgowała moje, bardzo pozytywne, zdziwienie.

Bardzo ciekawie poprowadzona jest także narracja. Rowell wprowadziła w swojej opowieści dwoje tytułowych narratorów. Dzięki temu poznajemy kolejne wydarzenia z dwóch różnych perspektyw. Jednocześnie wprowadzony podział na krótkie rozdziały umożliwia przerwanie lektury w dowolnym momencie (szczerze gratuluję każdemu komu udało się książkę odłożyć – ja czytałam nawet ukradkiem w pracy!).  Wszystko to, wraz z zastosowanym przez autorkę językiem doskonale pasującym do bohaterów sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i z dużą przyjemnością. W tym miejscu należy też podkreślić, że książka jest też świetnie wydana.

I kolejna kwestia – fabuła. We wszystkich recenzjach znajdziecie opinie jaka to piękna opowieść o pierwszej miłości. Przykładem może być choćby opis z okładki: „Oto tocząca się w ciągu jednego roku szkolnego opowieść o dwojgu szesnastolatkach urodzonych pod nieszczęśliwą gwiazdą – dość mądrych, by zdawać sobie sprawę, że pierwszej miłości prawie nigdy nie udaje się przetrwać ale na tyle odważnych i zdesperowanych, by dać jej szansę”. Albo ta  zapowiedź:

 I to jest właśnie to, co złamało mi serce. Sięgając po Eleonorę i Parka spodziewałam się łatwej i przyjemnej opowieści o miłości. Oczywiście miłości pełnej przeszkód, ale przeszkód jak z telenoweli dla młodzieży: nadopiekuńczych rodziców, byłej eksdziewczyny/ekschłopaka, może zawistnych koleżanek, no ewentualnie jakiegoś rozdzielenia. Ale ta pozycja nie jest banalna. I myślę, że określanie jej mianem „książki o miłości” jest bardzo krzywdzące. Rowell bowiem przedstawia w tle całą gamę poważnych problemów: od ubóstwa graniczącego z nędzą, poprzez alkoholizm, znęcanie się aż po molestowanie. Wszystkie te kwestie pozbawione zaprezentowane są w sposób dosadny, bez upiększania, ale i bez dramatyzowania. I choć wydawać się może, że takie problemy są dalekie, dotykają coraz większy odsetek społeczeństwa. Poruszając tak trudne kwestie Rowell wskazuje także na możliwe rozwiązania, pozostawia nadzieję na to, że będzie lepiej. I to wydaje mi się być największą zaletą tej opowieści.

Rowell podjęła się bardzo trudnego zadania – pisania o byciu nastolatkiem, kiedy okres ten ma się dawno za sobą. Osiągnęła jednak gigantyczny sukces. Jest wzorem autora udowadniającego, że zrozumienie młodego człowieka wcale nie kończy się wraz z ukończeniem 30 lat. Jest też autorką, która dowodzi, że można stworzyć autentycznego bohatera w wieku dojrzewania.


W zapowiedzi tej opinii pisałam, że to książka która nie powinna powstać. Dalej podtrzymuję swoje słowa. Jeśli bowiem tak dobre publikacje są spłycane i stawiane w szeregu ze zwykłymi romansidłami to lepiej, żeby nie powstały. Książkę jednakże polecam. Bardzo, bardzo, bardzo mocno. Nie dajcie się nabrać słodkim opiniom o pięknej miłości. Ona złamie Wam serce,  nie będziecie mogli dojść do siebie przez długi czas. Sami jednak stwierdzicie, że było warto.


A z okazji Dnia Czytania Tolkiena (o Tolkienie więcej w poniedziałek - słowo!) wszystkim jego miłośnikom życzę, aby każda kolejna lektura jego dzieł była nowym doznaniem i nową refleksją, ale stałą przyjemnością. A tym, którzy Tolkiena nie znają życzę, aby nadrobili zaległości. :) 



poniedziałek, 23 marca 2015

Ostrzeżenie

Są takie książki, których nie należy czytać. Takie, które nie powinny powstać. Takie, które łamią serce czytelnika.

"Eleonora i Park" to taka książka.


Więcej o niej już wkrótce. Ostrzegam jednak już teraz! Zastanówcie się zanim po nią sięgnięcie.

środa, 18 marca 2015

Share Week

Słyszeliście o czymś takim?  O co chodzi? Typujesz trzy blogi, które lubisz i które polecasz. I polecasz - według następujących zasad:

  1. Na swoim blogu / vlogu publikujesz materiał, w którym polecasz trzech innych autorów
  2. Kryterium jest jakość, “ważność” danego blogera w Twoim życiu, jego lub jej wpływ na Twoje życie, efekt “wow” i inne niezwiązane z zasięgami sprawy
  3. Link do swojego materiału-polecenia wrzucasz do komentarzy pod tym wpisem
  4. Swoje polecenia z Twojego bloga/vloga przepisujesz też do formularza w tym wpisie
  5. Dobrze się bawisz :)
Szczegóły znajdziecie tu:



Znalazłam już kilka fajnych blogów dla mnie i postanowiłam dorzucić moje 3 grosze :) Oczywiście zachęcam wszystkich do przejrzenia wszystkich propozycji i dzielenia się swoimi wyborami.

1. Wydawnictwo Jaguar od kuchni




Każdy, kto choć trochę zapoznał się z książkami młodzieżowymi wie, że Jaguar jest jednym z najlepszych wydawnictw na rynku. Prowadzi po za tym świetnego bloga. Znajdziemy tam informacje o książkach i komentarze do ważnych wydarzeń z "czytelniczego" świata. A wszystko przepełnione świetnym poczuciem humoru.

2. Na zimowy i letni wieczorek


Tego bloga lubię przede wszystkim za szczerość i krytyczne podejście. Jak coś jest nie tak - Autorka nie zawaha się o tym napisać. A to, że często mamy podobne zdanie i chyba dosyć podobny gust tylko umacnia mnie w moim wyborze.

3. Nieśmigielska.com


Nie jest to blog książkowy, ale należy do moich ulubionych (i to nie dlatego, że czasami tam się pojawiam). Nieśmigielska robi świetne zdjęcia, bywa w ciekawych miejscach a otaczającą rzeczywistość komentuje z dużym dystansem i poczuciem humoru.



poniedziałek, 16 marca 2015

Jestem zasmutkowana.

Cztery dni temu (12.03) odszedł jeden z WIELKICH. Autor, którego znają wszyscy, a czytała znaczna większość. Jeden z twórców współczesnej fantastyki. Genialny. Obdarzony niepohamowaną wyobraźnią i niepowtarzalnym poczuciem humoru. Sir Terry Pratchett. I chociaż sama nie miałam okazji zapoznać się bliżej z jego książkami (tych kilka się nie liczy, aż wstyd się przyznać) -  też odczuwam tę stratę i chciałabym Go jakoś uhonorować.

Nie umiem rysować, petycję do śmierci stworzyli inni, nie stworzę też żadnego sensownego tekstu czy opisu choćby części Jego dorobku. Czytam więc książkę Jego autorstwa (zresztą nie tylko ja wpadłam na ten pomysł) Zachęcam i Was – uczcijcie, choćby w ten sposób, wybitnego twórcę.

autor: KONRAD.RYSUJE (bo umie).


U mnie padło na Morta, chociaż Kosiarz pewnie byłby lepszy.




Mam nadzieję, że Sir Terry, który poprzez swoje książki uczynił ze Śmierci naszego przyjaciela, bawi się z Ponurym Kosiarzem doskonale. 

autor: P. Kidby


sobota, 7 marca 2015

D. Gąsiorowska, Obietnica Łucji.

Przeszłość definiuje naszą przyszłość, to ona określa kim jesteśmy, jacy jesteśmy i jakie wybory podejmujemy. Jak poradzić sobie zatem z życiem, jak okiełznać przyszłość, kiedy przeszłość była przerażająca? Na te pytania odpowiada najnowsza książka wydawnictwa Między Słowami: „Obietnica Łucji” autorstwa Doroty Gąsiorowskiej.

Łucja – na pierwszy rzut oka kobieta sukcesu - chce zmienić swoje życie: obcina włosy, pakuje walizkę i ucieka (kolejny zresztą raz) - podejmuje pracę nauczycielki historii w wiejskiej szkole w Różanym Gaju. Nowa praca i nowe środowisko ma jej pomóc zapomnieć o bardzo trudnej przeszłości: koszmarnym dzieciństwie, nierozwiązanych problemach z rodzicami, nieudanym małżeństwie, trudnościach z zajściem w ciąże. Wszystkie przeżycia, kumulowane w środku nie pozwalają jej jednak zacząć wszystkiego zupełnie od nowa.
Sytuacja zmienia się jednak, gdy Łucja poznaję Anię – uczennicę, która od pierwszej lekcji przyciągnęła jej uwagę oraz jej matkę. Ewie, która umiera na białaczkę zostało bardzo niewiele czasu – w Łucji znajduje jednak przyjaciółkę, której może powierzyć największy skarb oraz swoją tajemnicę. Nauczycielka podejmuje się karkołomnego zadania i składa obietnicę, której będzie bardzo trudno dotrzymać.

Sięgając po tę książkę liczyłam, że przeczytam kolejna powieść na kobiet – przesyconą specyficznym poczuciem humoru; z prostą, romansową historią. Zawiodłam się na całej linii, ale po raz pierwszy był to zawód pozytywny. Historia przedstawiona przez Dorotę Gąsiorowską jest lepsza, piękniejsza i mądrzejsza niż moglibyśmy zakładać.

Po pierwsze: fabuła. Historia zawarta w tej książce wciąga od pierwszych stron do tego stopnia, że ani się nie obejrzycie pierwsze 100 stron jest już za wami. A co najlepsze – wcale nie macie ochoty odkładać książki na bok. I chociaż niektórych może drażnić zaskakująca ilość zbiegów okoliczności jakie spotykają głównych bohaterów, w mojej opinii stanowi to tylko dodatkowy atut. Genialnym zabiegiem jest także połączenie losów bohaterów i historii zabytkowego pałacu i jego mieszkańców. Obie historie doskonale się uzupełniają tworząc bardzo harmonijną całość.

Po drugie: bohaterowie. Naprawdę bardzo dawno nie trafiłam na tak dobrze wykreowane postaci. Autorka przedstawia nie tylko ich historię, ale przede wszystkim tworzy skomplikowaną sieć uczuć i relacji międzyludzkich. Główną bohaterkę poznajemy nie tylko dzięki jej działaniom i wspomnieniom, ale przede wszystkim poprzez jej uczucia. Wszystko to sprawia, że bohaterowie wydają bardzo autentyczni i wychodzą po za zwykły schemat.

Po trzecie: atmosfera. Chyba tylko XIX-wieczni mistrzowie potrafili oddać z taką precyzją otoczenie swoich bohaterów. Autorka bardzo plastycznie opisuje środowisko jej bohaterów ułatwiając tym samym czytelnikom przeniesienie się do Różanego Gaju. Wyraźnie zaznaczone są także różnice między życiem na wsi a bliżej mi znanym życiem w wielkim mieście. Całość uwiarygodnia ponadto sporadycznie zastosowana gwara. Dodając do tego jeszcze symbolikę zawartą w opowieści zyskujemy bardzo ciepłą, poruszającą i klimatyczną opowieść.

Ogromną zaletą tej książki jest także naprawdę dobre wydanie. Zastanawia mnie tylko dlaczego na okładce (nota bene bardzo ładnej) zdecydowano się wykorzystać piwonie, a nie róże? Rewelacyjnym pomysłem jest natomiast kampania wydawnictwa, które obiecuje, że jeśli książka nie przypadnie nam do gustu można wymienić ją na inną.



Wskazanie minusów czy niedociągnięć w tej książce jest naprawdę bardzo trudne. Momentami przeszkadzała mi ciut niespójna narracja – takie szorstkie przejście od jednego opisu do drugiego, ale zaznaczam to tylko dla zasady. Książkę uważam za naprawdę świetny debiut, który wprowadza naprawdę dużo dobrego  na polski rynek wydawniczy.

Książkę Doroty Gąsiorowskiej i historię Łucji serdecznie polecam!


Za udostępnienie egzemplarza dziękuję serdecznie wydawnictwu "Między Słowami".



czwartek, 5 marca 2015

Nieskończoność, S. Kenyon

Nowości na półkach sklepowych przyciągają – już Wam zresztą pisałam, że ostatnio weszłam do księgarni TYLKO po odbiór 1 książki, a weszłam z trzema. Dzisiaj słów kilka o jednej z nich.

Poznajcie Nicka. Ma 14 lat, koszmarne nazwisko (wymawia się Go-szej; cały czas ciśnie mi się na usta, że Go-szej już być nie może), fatalne ciuchy, specyficznych rodziców i pokręconych znajomych. A do tego mieszka w Nowym Orleanie – krótko mówiąc nie ma w życiu łatwo. W wyniku pewnych (nie najmądrzejszych) decyzji Nick spotyka Kyriana. I od momentu jego życie stanie się jeszcze bardziej (o ile to możliwe) pokręcone. Już w pierwszym dniu, w którym Nick podejmuje pracę u Kyriana, w szkole do której chodzi dochodzi do serii dziwnych wypadków: uczniowie i nauczyciele zostają pogryzieni (i to mocno) przez członków drużyny, a ponieważ akcja toczy się w dosyć specyficznym miejscu winnymi zaistniałych wypadków uznaje się oczywiście zombi.  

Nick CHCIAŁBY tak wyglądać. 


Nieskończoność” to pierwszy tom serii „Kroniki Nicka” autorstwa Sherrilyn Kenyon. I to widać. Bardziej złożona fabuła dopiero się zawiązuje, zaczynamy poznawać też bohaterów – na razie bardzo ogólnie i bez wyraźnego podziału na „dobrych” i „złych” (z drobnymi wyjątkami). Mimo wszystko książka wciąga od pierwszej strony. Każda kartka przesycona jest dobrą narracją i ciętym humorem – każdego kto docenia dobrą dawkę sarkazmu niektóre zdania ujmą za serce. Akcja toczy się wartko, nie jest „przegadana” i nie pozwala czytelnikowi na zrobienie choćby krótkiej przerwy – po prostu MUSISZ wiedzieć co będzie dalej. I chociaż czasami gubiłam się w stworzonym przez Kenyon świecie (być może dlatego, że nie czytałam jej wcześniejszych prac) nie przeszkodziło mi to w bardzo pozytywnym odbiorze całości.

Największym atutem opowieści są oczywiście jej bohaterowie – sarkastyczny Nick, lekko nadopiekuńcza i groźna mama Nicka, zdrowo walnięci Bubba i Mark, nieziemski Kyrian. Wszystkie postacie są barwne i świetnie opisane. Większości nie sposób nie lubić. Nie znajdziemy tu jednak wspomnianego wyżej wyraźnego podziału na dobrych i złych, więc należy uważać kogo obdarzymy największą sympatią. Brak takich jasnych granic, przynajmniej w moim odczuciu, pozwala na wyrobienie sobie własnych opinii, ocen i przeczuć, które w kolejnych tomach przyjdzie nam zweryfikować. Dodaje to też odrobinę „dreszczyku” – trochę jak w kryminałach: czy to on zabił? Dodatkowym plusem jest to, że autorka wychodzi po za utarte i sprzedające się motywy. W książce czuć lekki powiew świeżości (długo wyczekiwany). Zresztą, za brak miłosnego trójkąta i luźną interpretację pozostałych młodzieżowych „must have” (Bubba jako „najlepsza przyjaciółka”?) autorce należą się szczere gratulacje.

Jeszcze dwa zdania o samym wydaniu: Wydawnictwo Jaguar (jak zwykle zresztą) przygotowało bardzo fajną pozycję dla młodzieży. Ma ciekawą okładkę (chociaż nie pasującą do głównego bohatera, przynajmniej na ten moment), nie można też nic zarzucić korekcie. Książka prezentuje się bardzo ładnie, a dzięki przejrzystemu układowi tekstu na stronie czyta się ją bardzo przyjemnie. 



I chociaż książka jest przeznaczona raczej dla młodszej młodzieży i jest o zombi (jak ja nie znoszę zombi!) czytając tę książkę bawiłam się rewelacyjnie. Pomijając wątki humorystyczne, o których już pisałam, książka przesycona jest dobrze ukrytymi "lekcjami". W łatwy i przyjemny sposób uświadamiamy sobie, że każdy z nas kreuje swoje przeznaczenie, tworzy swoje życie i że to nasze wybory – nie to skąd jesteśmy czy w co się ubieramy określa nasze życie.
Moim zdaniem to jedna z ciekawszych pozycji wśród dostępnych obecnie na rynku powieści młodzieżowych. Wychodzi po za utarte schematy, ma fajne przesłanie i jest doskonale napisana. Osobiście polecam, szczególnie ciut młodszym czytelnikom.


wtorek, 3 marca 2015

Międzynarodowy Dzień Pisarzy

Kochani!
Dzisiaj Międzynarodowy Dzień Pisarzy. W związku z tym, każdemu kto przyczynia się do wzbogacania naszego świata, tworząc światy inne i alternatywne; każdemu kto pozwala nam uciec od codzienności; każdemu kto wywołuje u nas uśmiech chciałam w tym miejscu serdecznie podziękować. Chciałam też życzyć wszystkim Pisarzom wielu nowych inspiracji, niesłabnącej weny, grona wiernych fanów i tego wszystkiego co sprawia, że ich książki są tak dobre (szczególnie jeśli to torcik wedlowski)!



W dniu dzisiejszym pozwoliłam sobie wysłać życzenia do wszystkich autorów, których uwielbiam i z którymi umiem się skontaktować – niektórzy zdążyli mi już nawet odpisać. Namawiam Was do tego samego! Niech nasi ulubieni Pisarze wiedzą, że mają fanów na całym świecie J




Przekazuję też prośbę od Kevin’a Hearne (autora serii Kroniki Żelaznego Druida) – pisarz będzie w tym roku na Pyrkonie i bardzo chce się z Nami spotkać. 





poniedziałek, 2 marca 2015

w drodze z pracy

Wsiadam do prawie pustego tramwaju, przechodzę gdzieś w okolice środka (bo skoro jadę do końca to nie będę miejsca przy drzwiach zajmować) i nagle moją twarz rozświetla uśmiech – „gdyby nie uszy to naokoło”. Zresztą ostatnio często mi się to zdarza. Pewien Pan czytał Miłoszewskiego (nie o autora jednak chodzi a o czynność). Akurat kiedy spojrzałam na okładkę i tak się rozpromieniłam Pan podniósł wzrok – jego mina wyrażała zupełny brak zrozumienia. Pewnie pomyślał, że zjadłam za dużo czekolady czy coś J. W ramach reakcji i usprawiedliwiania pozwoliłam sobie na komentarz: - Świetna książka! – przyznam, że liczyłam, na kolejne niezrozumiałe spojrzenie, ale Pan okazał się sympatyczny: uśmiechnął się szeroko i powiedział: - „Świetna. Wczoraj przeczytałem pierwszy tom, dzisiaj skończę drugi, a jutro pewnie i trzeci zamknę”. Z pełnym zrozumieniem (sama historię Szackiego pochłaniałam) pogratulowałam mu wyboru i życzyłam przyjemnej lektury. Po czym usiadłam i sama wyjęłam swoje czytadło. I wierzcie mi – dawno nic nie sprawiło mi takiej frajdy jak ta króciutka wymiana zdań z zupełnie obcym człowiekiem.



W związku z powyższym poszperałam trochę w Internecie i odkryłam, że nie tylko ja obserwuję masowy wzrost czytelnictwa w komunikacji miejskiej. Zacznijmy może od najważniejszego: kto czyta. Tu z pomocą idzie wpisz września 2014 Edyty Świętek . Lubię myśleć, że jestem „czytelnikiem o wyrobionym guście”, ale przyznam się, że osoby z boku mogą uznać mnie za „kategorię nienazwaną” – nie ograniczam się do jednego gatunku, lubię zmienić tematykę, a sporadyczny wyraz obrzydzenia może niekoniecznie dotyczyć samej książki, ale jakiegoś plastycznego obrazu – tortur, morderstw, okrucieństwa czy zwykłych zombi. Kiedyś byłam też uczniem (najlepsze zadania domowe pisało się w autobusie), ale do reszty kategorii się nie przyznaję!
Skoro już wiemy kto, to zobaczmy co czytamy oraz jak.

Nie wiem jak Wy, ale (jak pisałam wyżej) nie ograniczam jeśli chodzi o wybór książek. Faktycznie najwięcej na moich półkach fantastyki i literatury młodzieżowej, ale w autobusie chętnie sięgam i po romanse i po kryminały, a nawet po tzw. literaturę wysoką. Ale jak zauważyła Dorota Nowacka – unikam czytania cegieł – są nie poręczne, szczególnie kiedy stoisz i próbujesz utrzymać równowagę - "Zapach miasta po burzy" czytałam w związku z tym tylko w domu. Podobnie z książkami delikatnymi czy rozpadającymi się - komunikacja im szkodzi. Staram się też nie okazywać emocji – ale zdarza mi się zachichotać albo zrobić głupią minę (WTF?!). Całe szczęście, że gdy współpasażerowie zauważą książkę przestają się dziwnie patrzeć. Nie mam też nic przeciwko podczytywaniu – sama czasami mam ochotę zapytać „A co Pani czyta?”. Jeszcze się nie przemogłam – ale kto wie co będzie dalej.



Czytanie w komunikacji doczekało się nawet reportażu – dla mnie bomba. Genialny pomysł i ciekawe inspiracje czytelnicze. Kto nie wie o co chodzi – niech zajrzy na fanpage. Polecam ze wszystkich sił.
Polecam też wywiad z autorką reportażu. 

Czytanie w komunikacji potwierdza tylko moją tezę: rok 2015 rokiem czytelnictwa J

Zachęcam do czytania (nie tylko w tramwaju, autobusie czy pociągu) – widok człowieka z książką zawsze poprawia mi humor.



UWAGA POZNANIACY!
W związku z przewijającym się co rusz tematem lektur szkolnych zapraszam Was do wzięcia udziału w debacie „Janko Muzykant czy HarryPotter? Debata o lekturach szkolnych”. CK Zamek, 20.03 o 18.00; szczegóły w linku. Będę na pewno i dam Wam znać o czym dyskutowano i do jakich wniosków doszli(śmy).