Ostatnio coraz częściej wydaje mi się, że jestem za stara na
niektóre książki. Irytują mnie ograne motywy i książki, które zostawiają we
mnie niesmak przez swoją brutalność czy wulgarność. A ze względu na tematykę
mojego bloga powinnam przynajmniej się starać podchodzić do książek pozytywnie,
z pewnym entuzjazmem nawet, a nie nastroszona jak mój kot, kiedy się czegoś
boi. Bo książek bać się nie należy, prawda? Ale mnie coraz bardziej niektóre
przerażają. I zastanawiam się czy nie udałoby się jakoś określić książek, które
mnie bawią, które coś za sobą niosą, które są „Turquiss friendly”. I jako
zawodowa archiwistka i miłośniczka porządku próbuję szufladkować. Wiem, że nie
brzmi to dobrze, i że rodzice uczyli, że tak robić nie należy, ale jakiś
porządek musi być!
Zaczynam porządki w drodze do domu. Wchodzę do księgarni i
szukam inspiracji. Według jakiegoś klucza to poukładane być musi, prawda? I
jest. Według dziedzin literatury. I jak w wypadku „normalnej” literatury jest
to w miarę logiczne (bo kryminał jest w kryminałach, fantastyka w fantastyce,
powieści obyczajowe w literaturze polskiej lub obcej, poezja w poezji, a
książki, w których wszystko się miesza trafią na półkę tej dziedziny, z której
czerpią najwięcej), to w wypadku książek przeznaczonych dla młodzieży szlag
człowieka może trafić na miejscu. U nas w księgarniach bowiem książki dla
młodzieży to osobna dziedzina. Bez „poddziedzin”. Książki układa się tam
alfabetycznie według autorów. A czy to fantastyka adresowana dla młodszych/starszych,
paranormal romance, NA, YA, przygodowa, sensacyjna czy też kryminał to już nie
ma znaczenia.
I współczuję wszystkim członkom rodziny, które chcą rodzinnego
małolata książką obdarować. Nawet jeśli wiecie, co obdarowywany lubi czytać to
znalezienie czegoś podobnego może zająć Wam pół dnia i skończy się na tym, że
będziecie wyciągać książkę za książką i czytać opisy na okładkach (o ile tak
owe są). Ewentualnie kupicie książkę, która przyciągnie Was okładką lub
chwytliwym tytułem.
Pogodziłabym się z
tym może w księgarniach, ale w bibliotece jest to samo. Tam też znajdują się
regały z szumnym określeniem „literatura młodzieżowa” i tyle. Miłego szukania.
Idąc dalej – nawet Wikipedia nie dała mi odpowiedzi!
Wydziela książki dla dzieci i młodzieży, w dalszej części wprowadza natomiast
podział na narodowość autora (i tak mamy książki niemieckie, hiszpańskie czy
amerykańskie).
Szufladki dobre nie są, wiem o tym. I szufladkowanie nie
jest łatwe. Nie jest nawet przyjemne (szczególnie dla autora o czym głośno mówi
m.in. Jadowska). Ale jakoś wydaje mi się
potrzebne, przynajmniej na tyle, żeby Harry Potter i Zmierzch, Zwiadowcy i Coś
do ukrycia, CHERUB i Jeżycjada nie trafiali do jednego worka.
Postuluję więc wprowadzenie dalszego podziału. Na dziedziny
lub gatunki. Podam kilka dla przykładu:
- powieść obyczajowa: czyli książki o normalnym życiu
zupełnie przeciętnych osób np. Jeżycjada
- fantastyka: czyli książki z nierzeczywistymi bohaterami w
wymyślonych światach, często historyzujące (ach, kto nie kocha średniowiecza:
miecze, długie kiecki etc.) np. Szklany tron
- urban fantasy: jak wyżej, tylko bardziej współcześnie. I w
miastach np. Szamanka od umarlaków.
- dystopia: postapokaliptyczna fantastyka np. Mroczne
umysły.
- paranormal romance: romans człowieka z istotą
fantastyczną np. Zmierzch.
- horror: książki, które przyprawiają o gęsią skórkę ze
strachu, np. Ulica Strachów;
- powieść przygodowa: oparta na motywie podróży, np. Tomek
w Krainie Kangurów;
- powieść detektywistyczna: czyli standardowe dochodzenie, np.
seria CHERUB.
W związku z
moim dylematem podział ten jest jednak wciąż momentami niewystarczający. Blog wydawnictwa Jaguar podsunął mi kolejny podział - na kategorie wiekowe. Pozwolę sobie zacytować:
„Middle Grade –
literatura dla młodszych nastolatków, takich tam z podstawówki i z początku
gimnazjum. Harry Potter! Coś w ten deseń.
Young Adult –
literatura dla starszych nastolatków, takich niby bardziej starszych, ale tak
naprawdę to nie wiadomo, bo czytają ją zarówno dwunasto- jak i osiemnastolatki.
Dopuszczane: pocałunki, sceny mordu, obcinanie głów, mutacje, tłuczenie kijem.
Niedopuszczane: seks.
New Adult –
najnowsza kategoria obejmująca zakresem czytelników w wieku 18-30 lat. Z
grubsza to samo, co Young Adult, ale może kupi ktoś starszy, zwłaszcza jeśli
nie dopuszcza do siebie myśli, że że jest coraz mniej Young, a coraz bardziej
Adult.”
Patrząc na przykłady jakie podaje wikipedia (dla YA np.
Igrzyska Śmierci czy Dary Anioła; dla NA np. książki Cory Carmack czy Sylvii Day )
to zostanę gdzieś między MG a YA. Przykładowe książki z NA jakoś mnie nie
porwały. A gdy trafiam na ich recenzje w komentarzach bezczelnie porównuję je
do tanich Harlequinów (żeby nie było, też je czytywałam więc co nieco na ten
temat wiem). Nawet okładki (przykładowa zamieszczona wyżej w zestawieniu ze Zwiadowcami) wygląda Harlequinowo.
Bardzo irytuje mnie w nich to podejście YOLO, o którym czytałam na
blogu Jaguara Roiłam sobie, że filozofia ta trafia głównie to tzw. gimbazy, a tu promuje
się ją w książkach dla osób między 18 a 30 rokiem życia! Do mnie żadne YOLO nie
trafi, więc i te książki porzucę z lekkim sercem.
Może informacja o kategorii wiekowej powinna znaleźć
się na okładce? Tak jak w telewizji mamy oznaczenia programów (zielone, żółte i
czerwone) może i tu miało by to sens? Nie żebym nawoływała do rewolucji i
zachęcała do sprawdzania dowodów osobistych przy zakupie Grey’a. Ale oznaczenie
takie pomogłoby (przynajmniej mnie) odnaleźć się w tym bałaganie.
Powyższe przemyślenia miały mnie doprowadzić do
określenia jakie książki powinnam czytać, o jakich książkach powinnam pisać
tutaj, tak, żeby mieć przy tym jak najwięcej zabawy. Oto definicja:
Książki Turquiss friendly – książki dla młodzieży z
gatunku fantastyki, dystopii, urban fantasy i powieści obyczajowej,
kwalifikujące się do kategorii wiekowych middle grade i young adult.
I takie książki mam nadzieję czytać i recenzować.
Chciałabym podziękować Gosi i jej Mamie, które (jak zwykle) tłumaczyły mi zawiłości filologiczne (chyba muszę iść jednak na filologię i się dokształcić).
Polecam także moją recenzję książki, którą otrzymałam
od wydawnictwa de Facto, a która dostępna jest na portalu Sztukater (pod tym linkiem).
Ze względu na nią (i moje fatalne samopoczucie) w zeszły czwartek recenzja się
nie ukazała, ale już wracamy do normalnego rytmu.
To prawda, książki dla młodzieży wrzuca się do jednego wora i kończy się tym, że niektórzy się zniechęcają - bo raz trafią na coś interesującego dla nich, a raz nie. Ja jestem bardzo wdzięczna moim znajomym bibliotekarkom - one wśród młodzieżowego bałaganu na półkach zawsze potrafiły znaleźć coś, co trafiało w moje gusta. Później sama już grzebałam - ale jak ktoś ma kupić nastolatkowi prezent czy ten nastolatek szuka czego dla siebie.. Katastrofa. Kolejny przykład, jak dorośli widzą literaturę dla młodych ludzi - jako coś mało istotnego.
OdpowiedzUsuń