poniedziałek, 27 października 2014

O jakości czytania


W poprzednich postach pisałam o tym czy czytamy, kto czyta i co czyta, co nas może motywować do czytania*. Teraz, zgodnie z sugestią Radka (kto by przypuszczał, że będę pisała posty na zamówienie J), chciałabym się zastanowić nad tym, dlaczego i JAK czytamy.

Uwaga! Dzisiejszy temat nie został potraktowany z dotychczasową lekkością (Lubię myśleć, że takową mam).

Umiejętność czytania i pisania jest jedną z pierwszych, które zdobywamy w szkole (są oczywiście wyjątki, które babcie –polonistki czytać uczyły już w wieku lat 3, ale przyjmijmy tu wersję bardziej statystyczną). Z każdym kolejnym etapem edukacyjnym zdobywamy coraz więcej wiedzy i umiejętności cały czas jednak ćwicząc i doskonaląc czytanie ze zrozumieniem. Od kiedy do oświaty wprowadzono standaryzację (i tak uwielbiane przez uczniów klucze) rozumienie tego, co się czyta, a co za tym idzie czytanie krytyczne i umiejętność wysnuwania wniosków stanowi podstawę większości egzaminów państwowych. I chociaż statystki pokazują, że współczesna młodzież czyta co raz lepiej (jakościowo, nie ilościowo) cały czas zastanawiam się jak to się dzieje, że niektóre osoby mają wciąż problem z tą, jakby nie spojrzeć, podstawową umiejętnością (a analfabetyzm wynosi w Polsce mniej niż 1 %!). Obserwuję bardzo często, że czytanie, mimo zakończonej w latach 50 XX wieku akcji alfabetyzacji kraju wciąż stanowi problem. Umiemy składać literki w słowa. Umiemy te słowa odczytać. Ale nie umiemy nadać im sensu. Nie umiemy krytycznie do tych słów podejść. Mamy problem z, już chyba przysłowiowym, „co autor miał na myśli”. Analiza najprostszych tekstów sprawia nam problem. I nie chodzi mi o teksty maturalne, gdzie nawet autor tekstu nie umie wstrzelić się w dobry klucz (tu przytoczyć można przykład J. Sosnowskiego).  I pół biedy, jeśli nie rozumiemy poezji czy tzw. literatury wysokiej. Gorzej, jeśli przerasta nas wypełnienie prostego (w założeniu) formularza.
Czy słowo pisane ma sens? Dlaczego od starożytności stanowi podstawę cywilizacji?
Na te pytania odpowiada Platon (i tu ukłon do Radka, który ten tekst mi podsunął). 


W dialogu prowadzonym między Sokratesem a Fajdrosem, pierwszy z wymienionych mówców przytacza opowieść o tym jak bóg Teut dał Egipcjanom pismo, jako lek na pamięć. Ówczesny władca, Tamuz, który każdy wynalazek oceniał, stwierdził, że nie jest to lek a „środek na przypominanie sobie”. Sokrates ponadto dowodzi, że przekaz ustny jest o tyle lepszy, że mówiący widzi reakcje rozmówcy i może zmienić np. dobór słów tak, aby być jak najlepiej zrozumianym. Podobnie jest ze słuchaczem, który ma możliwość zadawania pytań, domagania się wyjaśnień. Nic nie zaburza schematu komunikacji, nie ma źródeł pośrednich. Platon, w swoim dialogu podkreśla też, że najtrwalszym materiałem, w którym można coś „zapisać” jest dusza ucznia.
Platon, mimo że wielkim filozofem był, nie dostrzegł jednak całego potencjału omawianych umiejętności.
Próbując ogarnąć jakoś ten temat, nie tylko czytałam Platona, ale próbowałam też zrobić tabelkę przedstawiającą zalety i wady pisma. O to ona:
Zalety
Wady
Zachowanie szeroko pojętej wiedzy
Osłabienie pamięci
Sztuka
Różnorodność interpretacji
Wiarygodność
Mniej zaangażowany emocjonalnie**
Masowość

Pozwala na tłumaczenia


5:3!

Pisanie (i czytanie) ma wiele zalet. Służy przede wszystkim zachowaniu wiedzy. Upada tu platońska teoria o duszy, jako najtrwalszym przekaźniku. Nawet omówiony tekst zachowany został, bowiem za pomocą pisma (Ha! Platon hipokrytą J). Dalej, pisanie może być sztuką. Na dowód tego wystarczy chwycić wybrany tom poezji, gdzie układ, harmonia lub jej brak stanowią część samego przekazu (przynajmniej tak mnie uczyli przygotowując do odpowiedzi na pytanie: „co autor miał na myśli”). Słowo pisane, jak wskazuje historia, łatwiej można też uwierzytelnić; nadać mu mocy prawnej.
Od kiedy Gutenberg wynalazł druk, pismo może być także masowe, a co za tym idzie trafiać do większej liczby zainteresowanych. Spisanie tekstu ułatwia także tłumaczenia dodatkowo zwiększając zakres potencjalnych odbiorców. I mimo że obniża to po części wartość samego tekstu, bo jak pisał Platon: „kiedy się mowę raz napisze, wtedy się ta pisana mowa toczyć zaczyna na wszystkie strony i wpada w ręce zarówno tym, którzy ją rozumieją, jak i tym, którym nigdy w ręce wpaść nie powinna, i nie wie, do kogo warto mówić, a do kogo nie.” (Platon, Fajdros, wyd. Antyk, Kęty 2002, w. 275 e), liczba osób, do których tekst jest skierowany i tak jest znacznie większa niż w wypadku tekstu mówionego. Zresztą, nawet dzieła Homera zostały spisane i rozesłane w tej formie w świat.

Wady dostrzegam tylko te, które wskazał Platon. Szczególnie dokucza mi osłabienie pamięci – bez listy zakupów nie mam po co wchodzić do sklepu. Ale nie jest to wada pisma, a naszego lenistwa. To w końcu my pamięci nie ćwiczymy. Ilu z nas potrafi z pamięci zadeklamować coś oprócz Inwokacji i może ze dwóch fraszek? Różnorodność interpretacji zachęcać nas powinna do tym wytrwalszego uczenia się krytycznego czytania, dostrzegania ukrytego sensu. Ale może bez zakładania „klucza”.
Dodatkowo w tabeli znalazł się zapis, oznaczony ** (nie mój!), o utrudnieniu, jakie spotyka autora przy przekazywaniu emocji. Jednakże, patrząc na literaturę i bogactwo dostępnego języka wydaje mi się, że dobry autor z tym problemu nie ma.

Pismo zatem nie bez przyczyny leży u podstaw cywilizacji. To od nas zależy jak je wykorzystamy: ograniczymy się do prowadzenia rachunków, zapisów obrzędów, może filozofii czy też sięgniemy po pismo w jego najwyższym wydaniu – czyli obrobione i ukształtowane przez artystów, dla których pismo jest tylko tworzywem.

Tu należy zaznaczyć – zgadzam się, że nie wszystko powinno zostać zapisane i trafić do obiegu publicznego (mój świat bez Grey’a nie zmieniłby się zbytnio). Ale to od nas należy po jakie książki sięgamy. Bardzo bym chciała, żeby każda książka pozostawiała mnie z uczuciem kaca, żeby zmuszała mnie do podjęcia samodzielnych przemyśleń, rozliczenia się z pewnymi emocjami.


 Często jednak sięgam po odmóżdżacze, które sprawiają mi prostą przyjemność, a nie dostarczają rozrywki „na poziomie”. Z tego powodu, po przeczytaniu niektórych książek czuję się za głupia, na formułowanie wniosków. Ale w końcu ja też się dopiero uczę. Prowadzenie tego bloga uczy mnie formułować myśli i opinie i stanowi formę samodzielnej nauki. Jako ćwiczenie – polecam.

Apelowałam już o to i apelować będę: nie uczymy się składać literek – uczmy się czytać i to czytać krytycznie. Uczmy się cały czas. Jakość czytania zależy od zatem przede wszystkim od nas.



* gdyby kogoś interesowały ukazał się właśnie kolejny raport dotyczący czytelnictwa. Wynika z niego, że czyta więcej kobiet niż mężczyzn, więcej mieszkańców miast niż wsi i więcej osób z wykształceniem wyższym niż zawodowym, a czytamy więcej książek papierowych niż e-booków. Dla mnie żadnych rewelacji, ale może kogoś zainteresuje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz