czwartek, 9 października 2014

Kiedy nie my mamy pecha, a pech ma nas.

Szamanka od umarlaków, M. Raduchowska. 
(uwaga, będzie laurka)

POLSKA FANTASTYKA (po za Sapkowskim) NIE ISTNIEJE! Spotkałam się z taką opinią i, mój Boże, jak daleka jest ona od prawdy! Najpierw wpadł mi w ręcę Ziemiański i Achaja, następnie boska Jadowska i genialny Grzędowicz. Teraz sięgnęłam po Ćwieka, a na półce czeka Kossakowska i Cherezińska (chociaż jej książki trudno zaszufladkować). I każda kolejna książka przekonuje mnie, że nasza, ojczysta fantastyka jest dobra. Nawet bardzo dobra. I nie uwierzę wydawcom, który wieszczą jej zmierzch!

No to dzisiaj o książce niekoniecznie dla młodzieży, ale o takiej, na którą dłuuuugo czekałam (bo, bystra, nie wpadłam na to, że skoro w sklepie nie ma to może być w wydawnictwie) i o której CHCĘ napisać. Najpierw kupiłam drugi tom (przyznam, że na fali zakupów bodaj przed lub też po świątecznych; fajna okładka, opis też niezły), ale serii nie zaczyna się od środka. Jak już dotarł do mnie tom pierwszy przeczytałam całość w niecałe 2 dni. Chyba taka rekomendacja wystarczy?


Ida Brzezińska chce być normalna. Bardzo chce wyrwać się z pod opieki swojej magicznej rodziny, stanowiącej elitę magicznego świata, zrujnować plany rodziców i żyć po swojemu. I udaje się jej, bo mimo starań tatusia, jakoś większych mocy nie przejawia. Wyjeżdża do Wrocławia i podejmuje tam studia na bardzo ambitnym kierunku. Ida jednak ma pecha, a właściwie "to pech ma Idę". Bohaterka zaczyna widzieć duchy (jeden mieszka w jej pokoju w akademiku), na pierwszej studenckiej imprezie ma halucynacje i kończy gadając z lustrem. Ida wcale swoich mocy nie chce i nie czuje powołania, ale nie ma za bardzo wyboru. Na szczęście (czasem dopisuje nawet Idzie) w jej życiu pojawia się nieżywa ciotka, która przygarnia ją do siebie i szkoli na dobre medium. Ale żeby nie było łatwo - Ida okazuje się też banshee (a taki mix medium i banshee nazywamy szamanką od umarlaków) i przepowiada śmierć męża klientki ciotki (bo cioteczka dorabiała wróżeniem, z czegoś się trzeba utrzymywać!). Od tego momentu Ida musi się nim zaopiekować.

Po pierwsze bohaterka - Ida jest świetna. Jest złośliwa, uparta i ironiczna. Tekla - jeszcze lepsza. Gryzaka nie sposób nie polubić. I Pech. Można mieć pecha, prawda? Główni bohaterowie często go mają. Ale Raduchowska poszła dalej i pech ma cechy ludzkie. Sama idea jest dla mnie tak genialna i tak bardziej wiarygodna niż mityczny los, że Pecha pokochałam od ręki.
Cała książka przesycona jest specyficznym, często ironicznym humorem (który bardzo mi odpowiada). Czytając płakałam ze śmiechu, serio! Dodajmy do tego trzymającą w napięciu akcję, bardzo ładną okładkę i mamy przepis na sukces. Przynajmniej w moim odczuciu.

Naprawdę bardzo mocno polecam Wam polską fantastykę, polskie urban fantasy. Polecam też Waszej uwadze i pamięci Martynę Raduchowską. Szczególnie, że to kolejna autorka, która jest przemiła i odpowiada na maile od fanów (a ja się do nich mogę śmiało zaliczyć). Trzymam za nią kciuki i życzę jej nie tylko pokornej weny, ale i sukcesów i wytrwałości w pracy. :)

Czytaliście? Jeśli nie sięgnijcie po nią w najbliższym czasie. Jestem przekonana, że kiedy przyjdą szare dni ta książka poprawi Wam humor. :)
 I jak to mówią moi przyjaciele - POLECAM, WOJCIECHOWSKA.

3 komentarze:

  1. Chcę, chcę! Ironiczna, złośliwa, uparta, a najlepiej jeszcze najlepiej pyskata - idealna bohaterka dla mnie. :) A do tego mój ukochany Wrocław. Muszę przeczytać! Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pyskata też jest (chociaż bardziej w drugiej części). Mam nadzieję, że spodoba Ci się przynajmniej tak jak mnie. :)

      Usuń
  2. Szczerze mówiąc jeszcze nie słyszałam o tej książce. Jak na razie mam co do niej wątpliwości, ale być może sięgnę jak już nie będę miała co czytac.

    OdpowiedzUsuń