piątek, 4 grudnia 2015

20 000 mil podmorskiej żeglugi J. Verne

Trzeci dzień Bookathonu to przygoda z lekturą. Jako że lektury licealne odrzucałam w pełni świadomie nie mam zamiaru po nie sięgać. Dlatego też nadrabiam to co przerosło mnie w ... podstawówce (miałam nieortodoksyjną nauczycielkę, która m.in. kazała nam czytać "Ogniem i mieczem"). Dodatkowo do lektury tej ciągnie mnie przez Verniańskie filmy tj. "Podróż do wnętrza ziemi" (uwielbiam Frasera) i "Podróż na tajemniczą wyspę".  Tak więc teraz "20 000 mil podmorskiej żeglugi".

1867 rok.
Kiedy załogi kolejnych statków zgłaszają, że zauważono pod wodą ogromny kształt, a część okrętów ulega uszkodzeniom cały świat szumi od plotek. Amerykanie, próbując rozwiązać narastający problem, organizują zatem wyprawę mającą na celu pochwycenie "potwora". Do wyprawy tej przyłącza się także profesor Aronnax - wybitny francuski przyrodnik (i narrator całej opowieści) oraz jego służący Conseil. Kiedy fregacie "Abraham Lincoln", wysłanej przeciwko potworowi, udaje się go wreszcie namierzyć dochodzi do starcia mającego przykre skutki - fregata straciła bowiem ster, natomiast profesor, Conseil i Ned Land (harpunnik z Kanady) wylądowali w oceanie. Dzięki przypadkowi udaje im się trafić na kadłub statku podwodnego, bo tym bowiem okazuje się ów potwór. To tam poznają nie tylko specyficznego kapitana, właściciela i twórcę łodzi, ale i zasady jej funkcjonowania oraz odkrywają piękno podwodnego świata.



Ufff... To tak w skrócie. Zresztą każdy chyba o kapitanie Nemo i Nautilusie słyszał. Sam pomysł - mistrzostwo! Verne pod tym względem nigdy nie zawodzi. I bohaterowie! Każdy inny, każdy ciekawy, każdy "bogaty" (co niezmienia faktu, że moim idolem od początku stał się Conseil).Dodatkowo to osadzenie w kulturze i nauce! Dla mnie - porażające. Verne powołuje się na postaci wybitne, przytacza mnóstwo faktów i wpędza w kompleksy historyków, przyrodników i innych. Takie oczytanie bohaterów uwiarygadnia postaci (bo to oczywiste, że francuski profesor będzie używał łacińskich cytatów), podkreśla ich cechy charakterystyczne i naprawdę doskonale buduje atmosferę książki. Jednak - przynajmniej mnie - ilość słownictwa specjalistycznego trochę męczy. Bo cóż mnie interesuje pięć milionów gatunków podmorskich stworzeń? I dokładne zasady działania urządzeń? Z jednej strony: fascynujące, z drugiej - ZA DUŻO.
Te opisy wpływają też na tempo akcji, które momentami okropnie zwalnia do tego stopnia, że czytelnik zaczyna ziewać. I tak: pomysł świetny, realia - genialne, bohaterowie - niesamowici a i tak momentami zieje nudą.
Fotos z filmu "Podróż na tajemniczą wyspę" przedstawiający Nautilusa.


Przyszło mi jednak do głowy, że moje narzekania mogą też wynikać z tempa narzuconego przez bookathon. Może gdyby dawkować sobie przyjemność byłoby lepiej? Verna (mimo narzekania) uważam za geniusza i niesamowitego erudytę. Naprawdę życzę każdemu takiej wiedzy (bądź researchu).

Genialną "Kalamburkę" z wczoraj mam już przeczytaną, podobnie dzisiejszego równie niesamowitego "Władcę much" -wszystkim, którzy wybrali mi tę książkę serdecznie dziękuję!!! Postaram się oba wpisy ogarnąć jutro także stay tunned (chyba, że zdobienie pierników mnie wykończy na tyle, że padnę i nie wstanę do niedzieli). Jutro czytam Szwaję, a w niedzielę wszystko postaram się podsumować.

Zachęcam jeszcze do udziału w bookathonowych konkursach! Nagrody są świetne, także warto się starać! :)

Bookathonie trwaj!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz