Kiedy po Świętach dopadłam internetu (spragniona nieziemsko,
bo na wsi, gdzie byłam tego cudu techniki nie mają – ba, komórki nie mają tam
zasięgu) jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobiłam było sprawdzenie co moi
koledzy (i koleżanki) przez te święta wymyślili. Pyza Wędrowniczka (której
bloga Pierogi pruskie polecam wszystkim bardziej niż gorąco) jak zwykle nie zawiodła. I chociaż
posta, który jest inspiracją mojego wpisu, nie napisała sama, to znalazła kogoś kto coś
takiego przygotuje.
Więc o czym dzisiaj? Może o piosenkach? Jakoś mi tu umykało,
ale od przeczytania posta Wojtka nie mogę przestać szukać muzyki w moich książkach. Zdziwiło mnie to, że muzyka
niezbyt często towarzyszy bohaterom książkowym. Nie wiem, czy autorzy nie chcą nam
narzucać swoich gustów czy mają milion innych powodów dla których w ich
książkach nie pojawiają się ani nazwy zespołów ani tytuły utworów. W niektórych
wypadkach uważam to za pewne odrealnienie postaci. Jeśli bowiem akcja książki
dzieje się we współczesnym świecie to nie ma mowy, żeby bohaterowie od tej
muzyki się odcięli. Mnie towarzyszy ona wszędzie – w pracy, w autobusie
(niekoniecznie z moich słuchawek), na zakupach, w domu.
Na szczęście muzyka w literaturze to nie tylko to, czego słucha
bohater. :)
We wspomnianym wyżej poście znajdziemy kilka fajnych kategorii. Mnie najbardziej zainteresowały
dwie kategorie: poezja śpiewana, której jestem ogromną fanką i śpiewający Pan
Tadeusz. Co do pierwszej kategorii –
poezja Ziemianina, Stachury, Baczyńskiego… Ach. Ziemianina nie umiem czytać nie
nucąc sobie SDM-u. To oni nadają rytm wiersza. Podobnie mam z „Znów wędrujemy” Baczyńskiego.
W ramach uzupełnienia drugiej kategorii: jeszcze kabaret OT.TO.
Mistrzowie inwokacji. I dobrej zabawy. J
A teraz moje kategorie, czyli coś o czym u Pyzy nie
napisano. Po pierwsze to coś o czym pisałam wyżej, czyli muzyka, której
słuchają ukochani bohaterowie. Przyznam się, że swoją playlistę wzbogacam
najczęściej o muzykę z seriali. Ale czasem, kiedy czytając książkę trafiam na
nazwę zespołu czy tytuł piosenki czuję nieodpartą potrzebę sprawdzenia co to
jest. Co ciekawe – najczęściej to co lubią książkowe postacie trafia i w mój
gust. I tak muzyczną kopalnią stała się dla Heksalogia Jadowskiej. I to już od
pierwszego tomu. Wstyd się przyznać, ale dopiero Jadowska zaprzyjaźniła mnie z
Pearl Jam.
Inną książką, której bohaterka sprawiła, że pokochałam jakiś
utwór są „Zapiski stanu poważnego” M. Szwai. I chociaż to w
zupełnie innym klimacie uwiódł mnie Haendel i jego „Muzyka na wodzie”. Jak reklamuje to Wika „Bardzo wesoła oraz energetyczna. Daje siłę do walki z przeciwnościami
losu. I dobry humor” (M. Szwaja, Zapiski stanu poważnego, Warszawa 2004,
str. 258). W ramach relaksu – polecam J
I jeszcze coś innego. W „Na
psa urok” K. Hearne’a znajdziemy nakierowanie na „Rodrigo y Gabriela” (K. Hearne, Na psa urok, Poznań 2011, str.79).
Atticus trzyma się bardziej w klimatach Dory, ale ten hiszpańskie gitary jestem
mu wdzięczna. J
BTW: Kevin będzie na tegorocznym Pyrkonie!
Tu jeszcze trochę
można by wymienić – rockowe ballady, które uwielbia Liam z „Mrocznych umysłów”, „Sympathy for the Devil” Rolling Stones,
czyli motyw przewodni Ridley z „Pięknych
istot”, ulubionych Beatles’ów i The Smiths Eleonory z „Eleonory i Parka” czy też szwedzki hip hop z „Gwiazd Naszych Wina”
(nie jest to mój faworyt, ale może ktoś takie klimaty lubi).
Kolejną kategorią niech będą piosenki polecane przez autora,
które stanowią niejako uzupełnienie książki. „Gdyby życie miało soundtrack…” autorzy mogą to zapewnić swoim
bohaterom. Spotkałam się z tym na razie raz w „Ostatniej Spowiedzi”. Sama
książka – pisałam już o tym - do moich ulubionych nie należy. Ale pomysł z
piosenkami jest świetny. Szczególnie przy tej tematyce. „Belief” Gavina DeGraw
na stałe zagościło na mojej playliście. I chociaż nie każdy lubi przy muzyce
czytać, sugerowane piosenki warto posłuchać choćby w ramach „deseru”.
Czymś podobnym są playlisty autorów. Na Bookgeek znajdziecie stworzone przez autorów listy piosenek do konkretnych książek.
I trzecia kategoria, czyli piosenki reklamujące książki. I
znów wraca nam Heksalogia i okładkowe hasła oparte na znanych hitach „Niech
zabrzmi Highway to hell”, „Rozlew krwi w rytmie Bad Moon Rising” itd. Mnie
chwyciły za serce J.
I lutowa nowość, pijarowy majstersztyk, czyli „Czerwona Królowa” Victorii Aveyard i reklamujący
ją Peter i Jacob.
I proszę – na początku biadoliłam, że muzyki książkowej jest
mało, a tu uzbierała się całkiem pokaźna lista. A teraz wracam do dalszego poszukiwania
muzyki w literaturze. Ale zanim postawię ostatnią kropkę to jeszcze dwa ogłoszenia.
1. „Maraton czytania” za nami. Udało mi się
przeczytać dwie książki „Prawdziwe Morderstwa” C. Harris i „Nóż w lodzie” K.
Hearne. A potem padłam J
Czekam na kolejną edycję akcji. O całości poczytajcie u pomysłodawczyni
2. Ciocia Ebi (która prowadzi bardzo fajnego bloga - kto nie był niech zajrzy!) na fb zachęca do wsparcia inicjatywy urodzinowej. Ja
się pod tym podpisuje, dołączam i zachęcam i Was. J
U mnie o Belief będzie za tydzień w Tree Hill Tuesday <3
OdpowiedzUsuńPS. Dziękuję za przekazanie info o urodzinach :D Jak coś, to kontakt możesz rozsyłać dalej ;)
Pyszny pomysł (jak się cieszę, że się do tego przyczyniłam!) - sama lubię sprawdzać, co takiego bohaterowie słuchają. Niektóre książki bez "dosłuchania" zasadniczo tracą sporo uroku ("Gra w klasy", której kiedyś, bez wolnego dostępu do youtube'a nie dałam rady), a na przykład Murakami, za którym nie przepadam, ale którego czytam ;), też umie człowiekowi tak opisać utwór, że aż potem, jak się go słucha, to jest się rozczarowanym, że może nie widzi się aż tyle w nim, co bohater/narrator :).
OdpowiedzUsuń