Co zapewnia książkom popularność? Co sprawia, że trafiają w
nasze ręce? Dzięki czemu sięgamy po niektóre tytuły z ciekawością,
zniecierpliwieniem? Problem ten nurtuje mnie od długiego czasu a i kuzynka ten
temat mi podrzuciła, postanowiłam więc zrobić krótkie podsumowanie przemyśleń.
Wybrałam zatem kilka czynników, które – przynajmniej dla mnie – mają największy
wpływ na popularność wybranych pozycji. Kolejność ich przedstawienia jest
dowolna – nie chcę tu, trochę na siłę, wprowadzać dodatkowo hierarchii, bo w
zależności od osoby/książki hierarchia ta bywa różna.
1. Publicity – czyli wszelkiego rodzaju reklamy i szum
medialny. Naszą uwagę (świadomie czy nie) przyciągają billboardy i reklamy na
przystankach (te zauważam najczęściej). Czekając na autobus, idąc do pracy
mijamy je i rejestrujemy – ładną okładkę, fajny opis etc.
http://bi.gazeta.pl/im/25/e5/dc/z14476581Q.jpg |
Podobnie łatwiej zapamiętujemy książki, które
wpadną nam w oko w trakcie przeglądania różnych gazet (nie tylko „branżowych”)
czy też facebooka. Ten ostatni stał się szczególnie ważnym, jak mi się wydaje,
elementem działań reklamowych: to na nim wydawnictwa umieszczają fragmenty
książek, zapowiedzi, informacje o spotkaniach/czatach/wywiadach z autorami etc. (genialnym przykładem jest kampania facebookowa jaką Fabryka Słów prowadzi o "Stalowych Szczurach"). Facebook jako medium społecznościowe stało się maszyną napędzającą
czytelnictwo.
I oczywiście szum medialny – im bardziej kontrowersyjny tym
lepiej. Nie wiem czy coś napędziło tylu czytelników Brownowi czy Rowling jak
szeroko prowadzone dyskusje z udziałem przedstawicieli pewnych instytucji. Takie
zamieszanie sprawia, że chcemy przekonać się o czym mowa i kto ma rację.
2. Wydanie – nie wiem jak Wy, ale ja kiedy wchodzę do
księgarni oglądam sobie książki na półkach (mało ważne, że weszłam TYLKO po
odbiór książki i NIC nie zamierzam kupić). Jeśli książka jest ładnie wydana, ma
ciekawą okładkę i fajny tytuł na pewno będzie moja. O tym zresztą już pisałam
(i to nie tylko ja).
3. Film – kolejne „medialne” działanie, które przyciąga mole
książkowe jak magnes. Bo o filmach mówi się więcej. Bo filmy mają ciekawsze
trailery (chociaż książki powoli też doczekują się świetnie zrobionych
zapowiedzi). Bo gra tam nasza ulubiona aktorka. Bo książka musi być na tyle
dobra, że ktoś chce zainwestować w ekranizację kupę kasy.Bo... Powodów jest mnóstwo.
Premiera filmu wiąże się zazwyczaj z nowym wydaniem danego tytułu (KONIECZNIE w
okładce filmowej) – książka staje się od razu bardziej dostępna (konsekwencje
zakupu książki w okładce filmowej to osobny temat*).
Jednocześnie informacje o
filmie/książce pojawiają się wszędzie, gdzie się ruszysz – nawet w pizzerii. A
jako prawdziwy czytelnik nie pozwolisz sobie na obejrzenie filmu przed
przeczytaniem książki (albo przypomnisz sobie, że czytałeś ją dawno i warto by
sobie przypomnieć szczegóły, żeby potem wytknąć twórcom wszystkie różnice
scenariusza z książką). W związku z ostatnią premierą pozwoliłam sobie zajrzeć
na stronę bestsellerów Empiku (stan na 16.02.2015) – Grey występuje tam na pozycji 5, 6 (okładka
filmowa) i 9.
Często jest też tak, że
dopiero ekranizacja przyciąga polskich wydawców do wprowadzenia poszczególnych
tytułów na rynek polski.
Po za tym film (wersja historii bardziej przystępna) wzbudza
dodatkowe emocje – pojawia się głośniejszy „hejt” i to ubarwiony scenami z
filmu, który jak w wypadku każdego szumu medialnego przyczynia się do
zwiększenia sprzedaży – doskonałym przykładem jest hejtowany na potęgę „Zmierzch”.
http://komixxy.pl/uimages/201103/1300132806_by_Olly13_500.jpg |
Ba, nie tylko premiery kinowe przyciągają czytelników. Jeśli
ktoś przegapił bowiem premierę (bo miał wówczas na głowie 5 małych dzieci, psa,
kota, męża, dwa domy, trzy etaty itd.) to o tytule przypomni sobie, kiedy film
pojawi się w TV. Dzięki temu widzimy zdecydowany wzrost zakupu serii o Potterze
czy Landonie w ostatnim czasie.
Osobiście ostrzegam jednak przed książkami kupowanymi tylko
dlatego, że wychodzi film (i ma fajny trailer). Przejechałam się na tym
kilkukrotnie m.in. z książką „Obrońcy Skarbów”, w której nie przeczytałam nawet
100 stron.
4. Polecenia – bo skoro poleca mi książkę moja Najlepsza Przyjaciółka
to jak mogę jej nie przeczytać? Podobnie jest z mamą, babcią, siostrą, teściem
i teściową (wszystkich z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!). Książki „z polecenia” stają na czele naszych
list czytelniczych. Szczególnie te polecane przez osoby o podobnym guście. Przy
wyborze tych książek decyduje coś więcej niż nasza podświadomość i dlatego
wydają mi się cenniejsze.
Rekomendacje osób nam bliskich mają mały zasięg, a ja
przecież piszę o popularności ogólnopolskiej/ogólnoświatowej. Czym innym są
jednak blogi. Jeśli moja blogerka poleca jakąś książkę i uzasadni to dobrą
recenzją/opinią – księgarnio nadciągam. Patrząc na ilość wydawnictw podpisujących
umowy z blogerami musi to być medium mające duże znaczenie.
Moja aktualna lektura - książka i genialnie wydana i szeroko polecana (słusznie zresztą). |
5. Ukochany autor - i nie ważne, że jego trzy ostatnie książki nas rozczarowały. Sięgamy po niego z sympatii, sentymentu i przywiązania (licząc, że może wrócił do formy...).
Każde wydawnictwo dopisało by tu jeszcze z 10 kolejnych
punktów – te rzucają mi się najbardziej w oczy. Każdy zwraca jednak uwagę na
coś innego, inne rzeczy wydają nam się kluczowe. I choć popularność ułatwia
dostęp do książki zachęcam do wyrabiania sobie własnego zdania – niekoniecznie na
„fali” uwielbienia czy też tak popularnego obecnie hejtu.
* Okładka filmowa może być ładniejsza niż pierwotne wydanie,
ale w wypadku książek składających się z kilku tomów musimy liczyć się albo
długim oczekiwaniem albo z zakupem kolejnych tomów nie pasujących do pierwszego
(bo nie chcemy czekać albo film okazał się klapą i kolejne tomy w okładce
filmowej nie wyjdą).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz