O książce Brian’a McClellan’a Obietnica krwi słyszałam już wcześniej. Ba, kilka razy nawet
oglądałam ją w księgarniach zawsze jednak odkładałam z myślą, że są książki
ciekawsze. To nie tak, że książka mi się nie spodobała, bo miała kiepski opis,
brzydką okładkę czy niezbyt trafne cytaty z recenzji – nie. Jakoś do mnie nie
przemawiała. Ale dostałam ją (dobra – dostaliśmy, ale bądźmy szczerzy – Michał jej
raczej nie przeczyta) niedawno i nadeszła jej kolej. Moje pierwsze wrażenia: O
rany jaka byłam głupia! Głupia, bo pozwoliłam sobie na czytanie książek
przeciętnych, kiedy na wyciągnięcie ręki miałam perłę.
Więc krótko o fabule:
Marszałek polny Tamas (prochowy mag nota bene) wraz ze swoją
armią i kręgiem osób zaufanych ma dosyć nieodpowiedzialnego i egoistycznego
króla, który w nosie ma swoich poddanych. Szalę goryczy przepełnia chęć
zawarcia przez władcę tzw. ugód, czyli umowy z sąsiednim państwem na mocy których
umorzone zostaną jego dług w zamian za obrócenie całego państwa w wasala Kezu.
Ugody oraz osobista tragedia Tamasa popycha go do drastycznych działań, czyli
obalenia władcy, wymordowania szlachty i całej królewskiej kamaryli. Ostatnie
słowa magów sprawiają, że Tamas – zamiast cieszyć się zwycięstwem i próbować
opanować pogrążony w chaosie kraj ma jeszcze inne problemy do rozwiązania.
Jeśli opis Was nie zachęcił, prześledźmy i omówmy
najważniejsze składowe książki:
Po pierwsze fabuła – sam pomysł nie jest może jakiś
nowatorski. Ot, w co drugiej książce (od mitologii począwszy) mamy królobójców.
W tej historii jednak nie walka o tron jest najważniejsza. Z każdą stroną
śledzimy poczynania Marszałka, które mają na celu opanowanie i polepszenie złej
sytuacji państwa. Tamas musi zmierzyć się z problemem biedy, głodu, bezrobocia
i nadchodzącej wojny. Dodajcie do tego mnóstwo intryg i otrzymacie państwo
ogarnięte chaosem. To właśnie te wątki są według mnie najbardziej pociągające w
całej historii. Ale to nie koniec. Autor bowiem stworzył drugi kluczowy wątek –
nazwałabym go religijnym – oraz kilkanaście wątków pobocznych. Nie jest to jednak historia tak skomplikowana
jak Gra o tron. Całość sprawia, że fabuła
jest naprawdę wciągająca.
Od razu zaznaczę – nie jest to książka „babska”. Ale to
tylko jej plus. Nie znajdziemy tu wzdychania i rozbudowanych wątków miłosnych
bądź (ku mojemu utrapieniu coraz popularniejszych) rozbuchanych wątków
erotycznych. Natomiast każdy kto kocha opis Tolkienowskiej bitwy o Helmowy Jar (bądź Helmowy Parów) będzie czuł się usatysfakcjonowany. Opisy działań
wojennych i potyczek – sam miód! Aż słychać salwy, przeładowywaną broń i
pojedyncze strzały, aż czuć zapach prochu. Naprawdę majstersztyk.
Bohaterowie. To właśnie tu kryje się to, co u McClellan’a
spodobało mi się najbardziej. Każda z postaci wykreowanych przez autora jest
przemyślana, charakterystyczna i kompletna. Urzekł mnie sposób, w jaki każdy
bohater uzyskał prawo do posiadania uczuć i wątpliwości. Każda postać ma
rozbudowaną sferę psychiczną, każdej możemy zajrzeć „do środka” i poznać go od
tej strony. Dzięki temu bohaterowie stanowią cały wachlarz osobowości, nie są
kalkami i nie są dwu wymiarowi. Jednocześnie autor pozostawia czytelnikowi ich
ocenę, nie wartościuje ich w nachalny sposób, nie kreuje świata czarno-białego.
I tak można podziwiać odwagę i upór
Tamasa, jednocześnie uważając go za zimnego drania (albo myśleć o nim, że to taki lepszy Napoleon), czuć dumę z dokonań Taniela
i uważać go za idiotę, polubić Adamata i czuć irytację na myśl o jego działaniach.
Dodatkowo, poprzez rozwijające się z każdą stroną intrygi nie możemy być w stu
procentach pewni czy bohater, do którego zdążyliśmy się przywiązać nie okaże
się zaraz podłym zdrajcą. Tak - kreacja postaci stanowi chyba najmocniejszy punkt tej
książki.
Po trzecie świat. Tu się autor rozszalał. Założenia są
takie: istnieje dziewięć państw (na jednym kontynencie jak rozumiem, bo inne
państwa są za oceanem), założonych przez bogów. Na czele każdego stoi król.
Królowi doradza kamaryla złożona są z czarowników (nazywanych
Uprzywilejowanymi). Magią posługują się jeszcze prochowi magowie (czyli
Naznaczeni), którzy czerpią swoje siły z prochu strzelniczego i którzy przede
wszystkim mają moce z prochem związane
oraz Zdolni, czyli osoby posiadające jeden dar rozwinięty słabiej lub
mocniej. No i są oczywiście zwykli ludzie.
Autor bardzo fajnie skupił się na opisach stworzonego
świata, przybliżając nam jego geografię, demografię oraz kulturę. Mnie do pełni
szczęścia zabrakło w książce map (które są w m.in. trailerze), np. takiej która
przedstawiałaby granice Dziewięciu. No, ale ja lubię mapy.
Język jest prosty. Sprzyja to prowadzonej narracji, sprawia
że książkę czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Jednocześnie zastosowany
język podkreśla, że główni bohaterowie to żołnierze. Jeśli szukacie zatem
pięknych zdań, wysublimowanej retoryki – szukajcie gdzie indziej. Tu wszystko
jest jasne, proste i klarowne, ale jednocześnie kompatybilne z głównymi
założeniami.
Co do wydania – okładka jest świetna i nie ma co się nad nią rozwodzić. Korekcie umknęły ze
dwie literówki, ale to drobiazgi. No i brakuje map.
Dla mnie ta książka wchodzi w kanon książek ulubionych. Jest
poruszająca i naprawdę wciąga. I to od
pierwszej strony. Czytanie tej książki
to nie dobra zabawa. To niesamowita przygoda. Po cichu odliczam dni do premiery
kolejnego tomu i solennie obiecuję, że przeczytam (i kupię) wszystko co spod
ręki McClellana'a wyjdzie a zostanie przetłumaczone na Polski.
I jeśli jeszcze tego nie wywnioskowaliście – POLECAM SERDECZNIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz