czwartek, 1 stycznia 2015

Dziedzic

    Szczęśliwego Nowego Roku! :) Pierwszy dzień i od razu realizujemy postanowienie (trzymajcie kciuki, bo na dłuższą metę pewnie będą potrzebne)! Dzisiaj czwartek, więc o książce. I to nie byle jakiej :) 

Po przeczytaniu Dziedzica Smoka Cindy Williams Chima byłam przekonana, że to ta część zakończy Kroniki Dziedziców. Stąd moje niezmierne zdziwienie, kiedy wśród zapowiedzi Galerii Książki znalazł się Dziedzic Zaklinaczy. Byłam ogromnie ciekawa co tym razem autorka dla nas przygotowała, jak bardzo skomplikowała losy młodych Wajdlotów, których polubiliśmy w poprzednich częściach – tym bardziej, że wspomniane już rozwiązanie tomu 3 wydawało się ostatecznym.

Przed kilkunastu laty działająca w Brazylii komunę guślarzy – Thorn Hill – została zmasakrowana. Przyczyn tragedii nie zna nikt, jej efektem była śmierć kilku tysięcy osób i rozległe, nieuleczane choroby pozostałych. Dzieci, które przetrwały uległy różnym mutacjom wyłamując się z dotychczasowych jasnych podziałów na gildie. Niechcianymi, cierpiącymi dziećmi zajął się Gabriel Mandrake, tworząc dla nich specjalistyczny ośrodek rehabilitacyjny, szkołę, akademiki – zapewniając im opiekę i edukację. Z dzieciaków, które były w najlepszym stanie i miały ku temu predyspozycję stworzył grupę wytrenowanych zabójców – Wilczą Jagodę - mających na celu walkę z cieniami – duchami osób, które zginęły w Thorn Hill. Najskuteczniejszym z nich był Jonah Kinlock.

To właśnie drogi Jonaha przetnie Emma Greenwood, Wajdlotka, wychowana przed dziadka bez wiedzy o swoich możliwościach, za to w kulcie bluesa. Po jego śmierci Emma musi dowiedzieć się kim jest jej rodzina i jak związana jest z masakrą w Thorn Hill.

Te dwie fascynujące postaci łączy w sobie seria zabójstw dokonywanych na Wajdlotach. Najważniejszym zadaniem Jonaha i Emmy stanie się odnalezienie morderców, oraz zapobiegnięcie narastającej fali nienawiści i wzajemnych oskarżeń między gildiami.

Fabuła wciąga. Od pierwszej strony czujemy się przyklejeni do książki i z napięciem czekamy na kolejne zwroty akcji. I chociaż inspiracje autorki są dosyć jasne (m.in. Rouge z X-Menów) wydaje mi się, że nie jest to czyste powielanie pomysłu. Wszystkie przyjęte rozwiązania uwierzytelniają całą historię i sprawią, że książkę czyta się bardzo dobrze.  Dużym plusem jest, w mojej opinii, także brak „przegadania”. Czytelnika nie jest zarzucony zbędnymi opisami np. strojów, a te które się w tekście pojawiają nie psują jego dynamiki i stanowią ważny dla fabuły element. Plusem tej książki jest także to, że chociaż stanowi odrębną historię w Kronikach Dziedziców spotykamy tu znanych nam z części wcześniejszych bohaterów: Jacka, Ellen, Sepha, Madison, Leeshę itd.

Kreacje postaci – jak zwykle u tej autorki – są rewelacyjne. Doskonale oddane i dopracowane są charaktery poszczególnych bohaterów oraz uczucia,  z którymi się mierzą. Nawet "mroczne ciacho", zdecydowanie nie mój typ, staje się w tej wersji zjadliwe. Williams Chima, tworząc nastolatków nie przerysowuje ich ani nie spłyca, tworząc postaci realne i zgodne z fabułą. I chociaż bohaterowie są jak zwykle dojrzalsi niż ich normalni rówieśnicy, wynika to z konkretnych wydarzeń, a nie „widzi mi się” autorki. 

Williams Chima używa prostego języka, dzięki czemu książka zyskuje na dynamice. Jednocześnie wprowadza też sporo nazw własnych, które nie zawsze są czytelnie wytłumaczone. Nie utrudnia to jednak rozumienia książki ani nie odbiera frajdy z jej czytania. Wydaje mi się nawet, że wprowadzanie nazw własnych sprawia, że czytelnik przywiązuje się bardziej do serii i jest zabiegiem naprawdę pożądanym we wszystkich książkach fantasy.

Mimo wszystkich zachwytów należy pamiętać, że tom IV Kronik Dziedziców nie jest zamkniętą częścią a stanowi preludium do kolejnej, rozbudowanej historii (której kontynuacji nie mogę się zresztą doczekać).

Jak zwykle niesamowite pochwały należy przekazać wydawnictwu, które wprowadziło książki Williams Chimy na nasz rynek. Galeria Książki ponownie stworzyła arcydzieło!  I nie są to puste komplementy! Przepiękna jest okładka – bardzo estetyczna i harmonijna, tworząca przepiękną całość z pozostałymi częściami. Świetnie przemyślany jest sposób oprawienia całej serii, z nie łamiącym się grzbietem na czele. Jak zwykle nie można doszukać się literówek, a papier i czcionka, jakie zastosowano tylko pogłębiają przyjemność czytania Kronik Dziedziców.

Całą serię – nie tylko tom IV – z czystym sercem i dużą przyjemnością serdecznie polecam uwadze czytelników.


Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego bardzo dziękuję nieocenionej Galerii Książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz