niedziela, 3 stycznia 2016

A, Espinoza, Świat na żółto

Nie jestem fanką poradników. Wydaje mi się, że sytuacja życiowa każdego człowieka jest inna i niezależnie od tego jak świetnie pewne rzeczy sprawdziły się u jednych niekoniecznie muszą sprawdzić się u innych. Podchodzę tak zarówno do rad mających na celu sprawienie, że będę szczęśliwa, znajdę pracę jak i do tych, które sprawią, że będę dobrze ubrana, umalowana i w ogóle piękna. Jestem sceptyczna i z własnej woli naprawdę bardzo rzadko sięgam po publikacje tego rodzaju. Wyjątkiem stała się książka „Świat na żółto. 23 małe odkrycia, które uratowały mi życie” A. Espinosy.  Przyznam się, że po książkę sięgnęłam tylko dlatego, że historia autora tego małego poradnika (chociaż autor nazywa ją autobiografią ja zostanę przy swojej klasyfikacji i uporczywie będę nazywać ją poradnikiem) została zekranizowana (nota bene przy udziale przez S. Spielberga) i miałam okazję zapoznać się z nią już wcześniej w ramach genialnego serialu „Red band society”.



Książka podzielona jest na kilka części: wstęp i wprowadzenie, lista 23 „odkryć”, wytłumaczenie pojęcia „żółtych” oraz zakończenie. I dla mnie jest bardzo nierówna. Wstęp jest dla mnie świetny – napisany lekko, z dystansem, a jednak wzruszający. Przede wszystkim pełni jednak swoją funkcję – wprowadza czytelnika do określonej rzeczywistości. Bardzo podoba mi się także część druga, czyli tytułowe odkrycia. Niektóre są oczywiste – jak to, że do wszystkiego powinniśmy podchodzić z pewnym dystansem, nie dawać emocjom brać nad nami góry czy też że należy realizować swoje pasje. Inne są ciekawe – jak pomysł prowadzenia dokumentacji życia (na wzór dokumentacji medycznej) lub też liczenia „od sześciu”. Każde z tych odkryć nie wymaga wielkiego wysiłku, często nie jest zbyt odkrywcze, ale pozwala spojrzeć na niektóre kwestie z innej perspektywy, co samo w sobie wydaje mi się dosyć cenne. Dodatkowym atutem jest cytat wprowadzający do każdego z „odkryć”.

Trzecia część to „żółci” i ich świat. I tu muszę przyznać, że autor mnie zgubił. Nie zgadzam się z jego definicjami i nie widzę sensu wprowadzania dodatkowej „kategorii” dla bliskich osób. Sama idea „świata na żółto”, w którym każdy może stać się kimś ważnym dla innego człowieka jest jak najbardziej słuszna, ale nie wiem czy potrzebuje to specjalnego nazewnictwa. Jak dla mnie mieści się to po prostu w zakresie bycia człowiekiem „dobrym” (jak banalnie by to nie brzmiało).
Całość napisana jest bardzo fajnie, prostym językiem, z dużym dystansem autora do samego siebie i swojej historii.  Najważniejsze aspekty są zawsze wyeksponowane czy to w podsumowaniu czy w postaci wypunktowanych list. Jeżeli ktoś chciałby zatem korzystać z tej książki jak z autentycznego poradnika ma ułatwione zadanie.

Największym atutem tej publikacji jest jednak jej wydanie. Prześliczna okładka, doskonały układ poszczególnych części i świetne tłumaczenie sprawiają, że czytanie tej książki to czysta przyjemność.




Jako osoba nieznosząca poradników z definicji (serio, to jedyny „gatunek”, którego nie chcę dostawać i mówię o tym głośno) nie czułabym się w porządku namawiając kogokolwiek do jego przeczytania. Wydaje mi się jednak, że osoby gustujące w tego typu literaturze mogą odnaleźć coś dla siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz