Pamiętacie ten okres, kiedy marzyliście o tym, żeby znaleźć starą szafę,
która przeniesie Was do innego świata? Moją „szafą” dawno temu stały się
książki. To dzięki nim odwiedziłam Hogwart, Śródziemie, Panem i milion innych
miejsc i innych czasów. I oto w moje ręce wpadł kolejny świat. I to nie byle
jaki. Taran Matharu w serii „Summoner.
Zaklinacz” stworzył porywający świat, który ma szanse podbić i Wasze serca!
Zapraszam zatem do Hominium!
Fletcher mieszkał w niewielkiej wiosce Skóry na szlaku wiodącym
ku północy królestwa. Był sierotą, ale trafił pod opiekę bardzo dobrego człowieka, który
traktował go jak własnego syna. Ciężko pracował i próbował spełniać swoje marzenia (nie były one jakieś szczególnie wielkie). Mimo świetnego ojczyma i kilku niezłych umiejętności nie było mu
łatwo (zawsze znajdzie się jakiś głupi, przemądrzały i najczęściej bogaty rywal). Wszystko zmieniło
się, kiedy Fletcher poznał żołnierza, który z frontu
południowego został przeniesiony na front północny. Cienka nić sympatii i
porządna bójka sprawiły, że w ręce Fletchera wpadła książka będąca dziennikiem
jednego z magów walczących z orkami na froncie południowym. To właśnie dziennik staje się
motorem wydarzeń prowadzących do opuszczenia przybranego ojca i Skór oraz
rozpoczęcia nauki w Akademii Vocanów.
Zdjęcie jest fatalne i nie oddaje uroku okładki, za co przepraszam! |
Nie jest to książka, w której znajdzie coś nowego i
odświeżającego. Wątki i motywy raczej się powtarzają: biedna sierota, magia,
trójka najlepszych przyjaciół, bogaty gnojek (albo kilku), „specjalna” szkoła, ork
albinos. Każdy fan fantastyki przyzna, że to wszystko już było. I tak jak w „Czerwonej
Królowej” denerwowało mnie wykorzystanie tych samych wątków, które pojawiają
się we wszystkich dystopiach, tak w Zaklinaczu zupełnie mi to nie przeszkadza. Być
może dzięki sentymentom z dzieciństwa, do których autor się ewidentnie
odwołuje, a może dlatego, że to naprawdę dobra, trzymająca w napięciu powieść. Taran
Matharu połączył wszystko to, co uwielbiam w fantastyce, dodał kilka
swoich modyfikacji i splótł w porywającą, zachwycającą stylem całość. Bo tak
naprawdę w tej książce nie chodzi wcale o samą fabułę (chociaż ta też jest
ciekawa). Dla mnie porywający jest przede wszystkim sposób narracji. Akcja
toczy się bardzo szybko, od pierwszych stron (które znowu nasuwają skojarzenia np.
z Eragonem) zostajemy wciągnięci w
opowieść, od której oderwiemy się dopiero po jej zakończeniu. I będziemy
wściekli, że na drugi tom trzeba czekać.
Mocną stroną Zaklinacza
wydają się też bohaterowie. Oczywiście
wpisują się w określone kanony, ale mają też głębszą warstwę. Szczególnie
Othello jest postacią, na którą warto zwrócić uwagę. Autor doskonale
przedstawia jego cechy charakteru, rozterki a przede wszystkim motywację. To właśnie
taka „pogłębiona analiza” każdego z bohaterów sprawia, że zyskują rzesze fanów.
Bo przecież nie może chodzić tylko o ich urok osobisty, inteligencję, spryt czy
też tak banalnie brzmiące dobre serce, prawda? J
I demony! Och! Demony! To jest coś nowego. Coś fajnego. Fascynują
jak kiedyś pokemony, a obecnie smoki z dragon city. Rasy, klasy i unikatowe
moce. Co ja bym dała za takiego demona! Bardzo podoba mi się pomysł nadania
nowego charakteru negatywnie dotąd kojarzonym stworom. Teraz, choć nadal groźne,
nabierają rysów przyjaznych.
Po za tym książka ma mapę. Każda książka, w której jest mapa
ma u mnie dodatkowe plusy.
MAPA! |
Słowa uznania należą się także Wydawnictwu Jaguar, które
doskonale zadbało o szatę graficzną. Szczególnie okładka prezentuje się
świetnie! Dodatkowe wyrazy uznania należą się przedstawicielkom wydawnictwa, które napisały słowo wstępne. Wydaje mi się, że jeśli wydawnictwo tak bardzo wierzy w sukces książki i tak bardzo zachywca się powieścią, która do nich trafiła to musi się udać!
Taran Matharu publikował swoją opowieść na początku na
platformie wattpad.com. Tam w krótkim czasie zdobył rzesze oddanych fanów, a Zaklinacz stał się fenomenem. A ja to
naprawdę rozumiem. I jeszcze coś o czym muszę wspomnieć: autor jest
przesympatyczny! Wiem, że to nijak nie powinno wpływać na odbiór książki (Zaklinacz spodobał mi się w końcu zanim
napisałam do autora), ale fajnie mieć świadomość, że ktoś kto tworzy coś
fajnego sam też jest fajny. I że zależy mu na swoich czytelnikach.
To nie jest opowieść doskonała. Ba, przyczepiać się można do
wielu jej aspektów. I naprawdę rozumiem każdego, kogo nie zauroczy. Ale jako debiut rokuje naprawdę dobrze. Czekam z niecierpliwością
na kolejny tom, autorowi (tym razem na
forum) życzę wielu inspiracji, a samą książkę z czystym sercem mogę polecić,
każdemu kto z sentymentem wspomina książki młodości.
Thank you for the review, (google translate :P). I really enjoyed it, thank you for reading.
OdpowiedzUsuńThank you for comment! I still can belive it! Like your book - you made my day.
UsuńMnie zachęciłaś :D
OdpowiedzUsuńMnie zachęciłaś :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :)
UsuńBrzmi zachęcająco...
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam!
UsuńOd kilku lat unikam jak ognia takich książek, które jak sama napisałaś nie zawierają w sobie nic nowego i odświeżającego, ale czytając Twoją recenzję poczułam jednak tęsknotę za tymi fajnymi czasami, kiedy się poznawało "Władcę Pierścieni", "HP", "Igrzyska śmierci", "Opowieści z Narnii" itd., a że wymienione umiem już praktycznie na pamięć, to może warto sięgnąć po coś co zawiera w sobie te wszystkie elementy, które mnie kiedyś zachwyciły i na nowo układa je w jakąś historię. Jeśli znajdę gdzieś tę książkę to przeczytam, ale już chyba z takim nastawieniem -jako powrót do przeszłości, kiedy samemu chciało się przeżywać takie przygody. Zapisuję sobie tytuł na mojej liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz :)
UsuńMyślę, że bardziej dla mojej córki niż dla mnie
OdpowiedzUsuńTo literatura młodzieżowa, więc się nie dziwię. Ale córce polecam!
Usuń