poniedziałek, 15 grudnia 2014

Miejski styl czytania.

Ok. Nie wiem czy to problem z blogiem czy internetem, ale nie mogłam przez cały zeszły tydzień nic wrzucić. Ale teraz wracam z kolejnym postem! Nadrabianie czas zacząć!


Jakiś czas temu przytaczałam wyniki prowadzonej przez Internet ankiety dot. czytelnictwa. Analizując jej wyniki bardzo mocno rzuciło mi się w oczy, że ponad 35% ankietowanych to mieszkańcy bardzo dużych miast. Okazuje się, że ponad 50% ankietowanych mieszka w miastach powyżej 100 tys. osób.
Czy miejsce zamieszkania ma zatem wpływ na to czy czytamy i jak dużo czytamy?
Ten post nie ma na celu rozważań nad tym gdzie lepiej się mieszka ani też o tym czy miasto czy też wieś służy czytelnictwu. Chciałam natomiast zastanowić nad przyczynami takich a nie innych wyników ankiet.

Od dziecka mieszkam w dużym mieście. W takim, gdzie (przynajmniej teoretycznie) kultura hula na całego i człowiekowi wstyd siedzieć wieczorami w domu. O mieście zatem pisać mi łatwiej.

Pierwszą zaletą miasta jest fakt, że na każdym rogu znajdzie się księgarnia. Idziesz sobie spacerkiem wokół Starego Rynku w Poznaniu i bum: Arsenał, Świat Książki, Księgarnia Powszechna, Matras. Kawałek dalej Empik i kilka mniejszych księgarni. I zatrzęsienie antykwariatów (może nie tyle co w Krakowie, ale i tak jest ich całkiem przyzwoita ilość). Idziesz, oglądasz wystawy i co rusz sprawdzasz zawartość portfela (bo a nuż coś przybyło przez tą krótką chwilę i możesz sobie pozwolić na uzupełnienie księgozbioru). 

Jeśli nie przepadasz za zakupami w księgarniach zawsze możesz skorzystać z opcji zakupów internetowych. Opcja ta przyjazna jest wszystkim użytkownikom internetu, nie zależnie od miejsca zamieszkania, odbiór zamówienia jest jednak znacznie łatwiejszy w mieście. Bo nie musisz czekać na kuriera albo stać w gigantycznych kolejkach na poczcie. Paczkę odbierasz w kiosku czy paczkomacie w drodze do domu, ew. wpadasz do księgarni ślepo mijając półki i odbierając książkę, którą nie dość, że kupiłeś taniej to jeszcze bez opłat za przesyłkę.

Jeśli nie kupujesz książek to na pewno korzystasz z bibliotek. W miastach jest ich zatrzęsienie – może nie samych bibliotek, ale ich oddziałów. Instytucje te dysponują także znacznie większym budżetem na zakup nowości. Zdecydowanym minusem są jednak długie listy oczekiwania na taką świeżynkę/bestseller. 


Książek też łatwo się pozbędziesz. Wystarczy skorzystać z Regału Miejskiego czy przyjść na bookcrossing. Swoim książkom zapewnisz drugie życie, a i sam z pustymi rękami z tego nie musisz wyjść.


Jeśli mowa o bookcrossingu, to miasta mają jeszcze jeden ogromny plus – niezliczona ilość wydarzeń okołoczytelniczych. Czy są to gigantyczne targi książki, czy spotkania z autorami, czy kluby książki, czy dedykowane książkom (choć nie tylko) imprezy np. Festiwal Fabuły, Poznańskie Dni Fantastyki, Pyrkon – czytelnicy mają w czym wybierać. Wychodzisz z domu i masz okazję porozmawiać z innymi na Twój ulubiony temat. :) Na takich spotkaniach nie tylko poznajesz kolejne pozycje warte Twojej uwagi, ale i się zmotywujesz. Bo i w mieście o motywację łatwiej – jedziesz w tramwaju: ludzie czytają; idziesz latem do parku: ludzie czytają; idziesz na kawę do kawiarni: ludzie czytają. Mają gdzie i mają co. I nie wiem czy to moda, przelotny trend czy nowy miejski styl, ale wszędzie widać ludzi z książkami. I teraz wstyd się przyznać, że Ty czasu na książkę w ciągu roku nie znalazłeś.

Zupełnie z innej beczki: polecam Wam felieton dot. definicji pojęcia geek. Nie wiem jak Wy, ale ja się z autorem zgadzam i w tą definicję w pełni wpisuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz