poniedziałek, 3 listopada 2014

Turquiss friendly

Ostatnio coraz częściej wydaje mi się, że jestem za stara na niektóre książki. Irytują mnie ograne motywy i książki, które zostawiają we mnie niesmak przez swoją brutalność czy wulgarność. A ze względu na tematykę mojego bloga powinnam przynajmniej się starać podchodzić do książek pozytywnie, z pewnym entuzjazmem nawet, a nie nastroszona jak mój kot, kiedy się czegoś boi. Bo książek bać się nie należy, prawda? Ale mnie coraz bardziej niektóre przerażają. I zastanawiam się czy nie udałoby się jakoś określić książek, które mnie bawią, które coś za sobą niosą, które są „Turquiss friendly”. I jako zawodowa archiwistka i miłośniczka porządku próbuję szufladkować. Wiem, że nie brzmi to dobrze, i że rodzice uczyli, że tak robić nie należy, ale jakiś porządek musi być!

Zaczynam porządki w drodze do domu. Wchodzę do księgarni i szukam inspiracji. Według jakiegoś klucza to poukładane być musi, prawda? I jest. Według dziedzin literatury. I jak w wypadku „normalnej” literatury jest to w miarę logiczne (bo kryminał jest w kryminałach, fantastyka w fantastyce, powieści obyczajowe w literaturze polskiej lub obcej, poezja w poezji, a książki, w których wszystko się miesza trafią na półkę tej dziedziny, z której czerpią najwięcej), to w wypadku książek przeznaczonych dla młodzieży szlag człowieka może trafić na miejscu. U nas w księgarniach bowiem książki dla młodzieży to osobna dziedzina. Bez „poddziedzin”. Książki układa się tam alfabetycznie według autorów. A czy to fantastyka adresowana dla młodszych/starszych, paranormal romance, NA, YA, przygodowa, sensacyjna czy też kryminał to już nie ma znaczenia. 




I współczuję wszystkim członkom rodziny, które chcą rodzinnego małolata książką obdarować. Nawet jeśli wiecie, co obdarowywany lubi czytać to znalezienie czegoś podobnego może zająć Wam pół dnia i skończy się na tym, że będziecie wyciągać książkę za książką i czytać opisy na okładkach (o ile tak owe są). Ewentualnie kupicie książkę, która przyciągnie Was okładką lub chwytliwym tytułem.  



Pogodziłabym się z tym może w księgarniach, ale w bibliotece jest to samo. Tam też znajdują się regały z szumnym określeniem „literatura młodzieżowa” i tyle. Miłego szukania.


Idąc dalej – nawet Wikipedia nie dała mi odpowiedzi! Wydziela książki dla dzieci i młodzieży, w dalszej części wprowadza natomiast podział na narodowość autora (i tak mamy książki niemieckie, hiszpańskie czy amerykańskie).

Szufladki dobre nie są, wiem o tym. I szufladkowanie nie jest łatwe. Nie jest nawet przyjemne (szczególnie dla autora o czym głośno mówi m.in. Jadowska).  Ale jakoś wydaje mi się potrzebne, przynajmniej na tyle, żeby Harry Potter i Zmierzch, Zwiadowcy i Coś do ukrycia, CHERUB i Jeżycjada nie trafiali do jednego worka.




Postuluję więc wprowadzenie dalszego podziału. Na dziedziny lub gatunki. Podam kilka dla przykładu:
- powieść obyczajowa: czyli książki o normalnym życiu zupełnie przeciętnych osób np. Jeżycjada

- fantastyka: czyli książki z nierzeczywistymi bohaterami w wymyślonych światach, często historyzujące (ach, kto nie kocha średniowiecza: miecze, długie kiecki etc.) np. Szklany tron

- urban fantasy: jak wyżej, tylko bardziej współcześnie. I w miastach np. Szamanka od umarlaków.

- dystopia: postapokaliptyczna fantastyka np. Mroczne umysły.

- paranormal romance:  romans człowieka z istotą fantastyczną np. Zmierzch.

- horror: książki, które przyprawiają o gęsią skórkę ze strachu, np. Ulica Strachów;

- powieść przygodowa: oparta na motywie podróży, np. Tomek w Krainie Kangurów;

- powieść detektywistyczna: czyli standardowe dochodzenie, np. seria CHERUB.


W związku z moim dylematem podział ten jest jednak wciąż momentami niewystarczający. Blog wydawnictwa Jaguar  podsunął mi kolejny podział - na kategorie wiekowe. Pozwolę sobie zacytować:

Middle Grade – literatura dla młodszych nastolatków, takich tam z podstawówki i z początku gimnazjum. Harry Potter! Coś w ten deseń.

Young Adult – literatura dla starszych nastolatków, takich niby bardziej starszych, ale tak naprawdę to nie wiadomo, bo czytają ją zarówno dwunasto- jak i osiemnastolatki. Dopuszczane: pocałunki, sceny mordu, obcinanie głów, mutacje, tłuczenie kijem. Niedopuszczane: seks.

New Adult – najnowsza kategoria obejmująca zakresem czytelników w wieku 18-30 lat. Z grubsza to samo, co Young Adult, ale może kupi ktoś starszy, zwłaszcza jeśli nie dopuszcza do siebie myśli, że że jest coraz mniej Young, a coraz bardziej Adult.”

Patrząc na przykłady jakie podaje wikipedia (dla YA np. Igrzyska Śmierci czy Dary Anioła; dla NA np. książki Cory Carmack czy Sylvii Day ) to zostanę gdzieś między MG a YA. Przykładowe książki z NA jakoś mnie nie porwały. A gdy trafiam na ich recenzje w komentarzach bezczelnie porównuję je do tanich Harlequinów (żeby nie było, też je czytywałam więc co nieco na ten temat wiem). Nawet okładki (przykładowa zamieszczona wyżej w zestawieniu ze Zwiadowcami) wygląda Harlequinowo. 
Bardzo irytuje mnie w nich to podejście YOLO, o którym czytałam na blogu Jaguara Roiłam sobie, że filozofia ta trafia głównie to tzw. gimbazy, a tu promuje się ją w książkach dla osób między 18 a 30 rokiem życia! Do mnie żadne YOLO nie trafi, więc i te książki porzucę z lekkim sercem.

Może informacja o kategorii wiekowej powinna znaleźć się na okładce? Tak jak w telewizji mamy oznaczenia programów (zielone, żółte i czerwone) może i tu miało by to sens? Nie żebym nawoływała do rewolucji i zachęcała do sprawdzania dowodów osobistych przy zakupie Grey’a. Ale oznaczenie takie pomogłoby (przynajmniej mnie) odnaleźć się w tym bałaganie.


Powyższe przemyślenia miały mnie doprowadzić do określenia jakie książki powinnam czytać, o jakich książkach powinnam pisać tutaj, tak, żeby mieć przy tym jak najwięcej zabawy. Oto definicja:

Książki Turquiss friendly – książki dla młodzieży z gatunku fantastyki, dystopii, urban fantasy i powieści obyczajowej, kwalifikujące się do kategorii wiekowych middle grade i young adult.

I takie książki mam nadzieję czytać i recenzować.



Chciałabym podziękować Gosi i jej Mamie, które (jak zwykle) tłumaczyły mi zawiłości filologiczne (chyba muszę iść jednak na filologię i się dokształcić). 

Polecam także moją recenzję książki, którą otrzymałam od wydawnictwa de Facto, a która dostępna jest na portalu Sztukater (pod tym linkiem). Ze względu na nią (i moje fatalne samopoczucie) w zeszły czwartek recenzja się nie ukazała, ale już wracamy do normalnego rytmu.


1 komentarz:

  1. To prawda, książki dla młodzieży wrzuca się do jednego wora i kończy się tym, że niektórzy się zniechęcają - bo raz trafią na coś interesującego dla nich, a raz nie. Ja jestem bardzo wdzięczna moim znajomym bibliotekarkom - one wśród młodzieżowego bałaganu na półkach zawsze potrafiły znaleźć coś, co trafiało w moje gusta. Później sama już grzebałam - ale jak ktoś ma kupić nastolatkowi prezent czy ten nastolatek szuka czego dla siebie.. Katastrofa. Kolejny przykład, jak dorośli widzą literaturę dla młodych ludzi - jako coś mało istotnego.

    OdpowiedzUsuń