poniedziałek, 18 stycznia 2016

A. Weir, Marsjanin

Książki sci-fi nie są moją mocną stroną. A czasami wśród nich można trafić na prawdziwą perłę .Dla mnie była to najpierw „Gra Endera”, teraz „Marsjanin” A. Weira. O książce zrobiło się głośno w kontekście jej ekranizacji z Mattem Damonem w roli głównej. 



Filmu nie widziałam, ale po książkę sięgnęłam z ciekawością. Szczególnie dlatego, że słyszałam o niej same pozytywne opinie. I ja też się pod nimi podpisuję.

W trakcie trzeciej załogowej misji na Marsa dochodzi do wypadku, w wyniku którego Mark Watney zostaje ciężko ranny. Reszta załogi, przekonana o jego śmierci ewakuuje się z Czerwonej Planety. Okazuje się jednak, że Mark przeżył i teraz musi się jakoś urządzić. A nie będzie mu łatwo. W zdewastowanym przez burzę obozie nie zostało zbyt wiele – ma ograniczone zapasy żywności, powietrza i wody oraz zupełny brak łączności z Ziemię (co dodatkowo zmniejsza szanse na przeżycie). Mars natomiast nie jest planetą przyjazną, która ułatwi cokolwiek. Kolejna misja dotrze tam dopiero za 4 lata i to do miejsca położonego daleko od obozu Aresa 3.

W międzyczasie o sytuacji Marka dowiaduje sią NASA a z nią reszta świata.Z zapartym tchem śledzą jego wysiłki jednocześnie usiłując wymyślić jak mu pomóc. Rozpoczyna się wyścig z czasem, który ma na celu uratowanie młodego astronauty – brak kontaktu jest tylko jedną z wielu przeszkód, która stanie na drodze.




Książka stanowi przede wszystkim dziennik Marka, w którym opisuje swoje życie na Marsie oraz próby zapewnienia sobie minimum bezpieczeństwa. Jego historię uzupełnia przedstawienie wydarzeń na Ziemi (z perspektywy NASA), wydarzenia na Hermesie, gdzie znajduje się reszta załogi Aresa 3 oraz kilka fragmentów czysto narracyjnych, które mają wprowadzić czytelnika w ciąg przyczynowo - skutkowy pewnych wypadków. Tak przyjęta struktura daje duże pole manewru dla autora – szczególnie dziennik  daje dużo możliwości, których autor nie wykorzystał. Mam na myśli przede wszystkim psychologiczne aspekty sytuacji Marka. Tego mi bardzo brakowało. Jakoś nie wierzę, że człowiek -  nawet najradośniejszy i najbardziej optymistyczny nie będzie miał chwil zwątpienia. Mark do wszystkiego podchodzi bardzo rzeczowo i nawet porządnie nie przeklnie. Oczywiście biorąc pod uwagę, że Mark pisze dziennik podsumowując dni bądź pewne etapy zakładać można, że zdążył już do tego nabrać dystansu. Ale wydaje mi się to mocno naciągane.

Podobnie naciągane wydaje mi się, że Mark ma wszystkie niezbędne do przeżycia umiejętności. Jest zarówno botanikiem jak i inżynierem. Żaden inny członek załogi nie miałby nawet 0,01 szans Marka. No ale żaden inny członek misji na Marsie nie został. 

O prawdziwości naukowej przedstawionych w książce rozwiązań i obliczeń wypowiadać się nie będę, bo to zupełnie nie moja bajka – dla mnie brzmiały wiarygodnie ( ale ja jestem historykiem, nie fizykiem/chemikiem/inżynierem itd. ) i nie przeciągały akcji, a nawet ją podkręcały.

Co zatem sprawia, że książka jest naprawdę świetna? Przede wszystkim napięcie. Autor tak prowadzi narrację, że odłożenie książki wydaje się niemożliwe.  W każdym momencie akcja jest naprawdę wciągająca. A koniec? Zachwycający. Gdybym obgryzała paznokcie już bym ich nie miała. Naprawdę, dawno nie czytałam niczego co wywołało by u mnie takie emocje.

Kolejnym atutem jest motyw z „Szeregowca Ryana”, czyli wielu ludzi próbuje uratować jedno życie.

„Każda istota ludzka ma podstawowy instynkt, który każe pomagać drugiej istocie ludzkiej znajdującej się w potrzebie. Czasem może wydawać się, że tak nie jest, ale to prawda”

Autor przedstawiając w sumie tylko punkt widzenia NASA oraz opisując kilka programów telewizyjnych potrafił stworzyć niesamowitą atmosferę. Namacalnym wydawało się napięcie panujące w Houston, Pasadenie i na Hermesie. Mimo braku opisów wewnętrznych przeżyć poszczególnych bohaterów, czytelnik dokładnie wie przez co przechodzą, rozumie ich dylematy. Każdy z bohaterów jest inny, każdy ma inne priorytety i inną perspektywę. To ich działania sprawiają, że cała historia bardzo mocno zyskuje na realności. Umiejętność opisywania wydarzeń tak, żeby jednocześnie uwypuklić wszystkie emocje towarzyszące bohaterom zasługuje na największe wyrazy uznania.

Tak naprawdę, w mojej opinii, nie chodzi o heroizm głównego bohatera (jak dla mnie aż nierealny), ale właśnie o to co jego walka o przetrwanie wywołała.

I humor. Kto by przypuszczał, że tak dramatyczna historia może zostać okraszona doskonałym poczuciem humoru!

To nie jest arcydzieło literackie, ale nie tego należy się po tej książce spodziewać. Nie znajdziemy też rozbudowanych opisów Marsa czy studium samotności głównego bohatera. To pełna akcji książka, która sprawi, że czytelnik nie tylko nie będzie mógł się od niej oderwać, ale (być może) poświęci kilka chwil na refleksję nad swoim systemem wartości.

Dla mnie jest to najbardziej emocjonująca książka ostatniego roku (co najmniej). Polecam.



5 komentarzy:

  1. Bardzo podobała mi się książka, czytałam ją już jakiś czas temu i nadal uważam za jedną z lepszych, jakie mam w swojej biblioteczce. Mark to postać niesamowicie pozytywna i stanowi genialny kontrast do sytuacji, w jakiej się znajduje. Momentami faktycznie aż trudno uwierzyć w jego odwagę i pozytywne nastawienie, ale to tylko sprawia, że ciekawiej się czyta. :) Natomiast co do filmu mam ogromnie mieszane uczucia, bo z jednej strony to fantastyczne kino, genialne efekty i wszystko jest zrobione jak należy - podjął się tego jeden z moich ulubionych reżyserów, więc siłą rzeczy jestem pod wrażeniem. Ale z drugiej strony tak wiele sytuacji i scen pominięto, tak bardzo ten film skrócił całą historię, że aż mam o to żal. To jest tak 1/10 książki. Wiem, że ciężko zrobić dokładną adaptację i umieścić w 2-, 3-godzinnym filmie całą treść powieści, ale mimo wszystko... Żal pozostaje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za recenzję filmu - potwierdziłaś moje obawy. Mimo wszystko z chęcią go zobaczę, bo i reżyser dobry i główny aktor zdolny. Po za tym jestem bardzo ciekawa przedstawień Marsa.

      Usuń
  2. Ojojojoj! kolejna dobra opinia, ta książką mnie po prostu prześladuje będę musiała w końcu po nią sięgnąć i przekonać się czy jest naprawdę taka dobra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Książka spodobała się nie tylko mnie, ale i wszystkim znajomym, którzy ją przeczytali.

      Usuń
  3. Muszę wreszcie zabrać się za tę książkę, na początku jakoś mnie do niej nie ciągnęło, ale teraz, kiedy wszędzie takie pozytywne opinie... Chyba się skuszę :-)

    OdpowiedzUsuń